12 lipca 2019

Brak samochodu trochę mi doskwiera. Nie tylko dlatego, że tęsknię do jeżdżenia, ale również dlatego, że samochód jest przydatny. Dziś na przykład siedzę na ławce o pierwszej w nocy czekając na syna, żeby dojechał z Grecji, z wakacyjnego wyjazdu. Autokar się spöźnia. Gdybym przyjechała tu samochodem pewnie czekanie byłoby wygodne, a tak marznę w wilgotności nocy i liczę na to, że kierowcy autokaru też się spieszy do domu i może naciśnie mocniej na gaz i skröci moje czekanie.
Ostatnio wszechświat nieco mi zgrzyta, bo przez röżne zmiany obraca się a ja wraz z nim do nowej rzeczywistości. Ponieważ był mocno zardzewiały od spodu od niepoddawania się adaptacji, bo tkwił w jednym miejscu 20 lat, teraz kiedy ruszył, bywa mi niewygodnie, bo inaczej i dostosowuję się do niego nowego powoli. Były i pewnie będą jeszcze momenty, kiedy obröt świata o 90 stopni boli. W zwykłej codzienności, w myciu zębów bez towarzystwa, co natychmiast wejść musi do łazienki, w pustym pokoju z mniejszą liczbą mebli, w większej liczbie poduszek niż głów w sypialni, w zmianie ilości dźwięków z rana. Nowa rzeczywistość bywa tak inna, że ma się wrażenie, że nie jest dla nas przyjazna, ale potem obiektywne spojrzenie zawraca nas z ucieczki przed nowym w akceptację. Każda nowa trudność, jak to moje czekanie, pokazuje nam czy dobrze postąpiliśmy, że obróciliśmy rzeczywistość do stanu, w którym takie zdarzenia się dzieją. Co dla mnie jest ważne w tej adaptacji do nowego, to to, że ja sobie pozwalam na niezdarność, na poczucie braku bezpieczeństwa w tym, czego nie znam. Nie wiem, jak się ta nowa sytuacja rozwinie, jakie jeszcze postawi przede mną wyzwania, ale ani razu się w tym drifcie świata nie zapytałam, czy ja tego chcę, czy nie wolałabym wrócić do starych struktur mojego codziennego świata, bo wszystkie te pytania zadałam wcześniej i wyczerpałam zestaw odpowiedzi, aż doszłam do prawdy. Nie znaczy to, że sobie nie pozwalami się wahać, a właśnie pozwalam sobie na wszelkie myśli, zwątpienia, emocje. Wszystko to we mnie jest, pozwalam temu istnieć. Dzięki temu nie tamuję obrotu, każdy zgrzyt oglądam z czułością, każdą sytuację. One mi pokazują, gdzie byłam przyrośnięta do starej rzeczywistości. Nie odrzucam tej starej jeśli łagodnie wpasowuje się w nowæ, ewoluuje. Odrzucam to co mnie więzi, jak przekonanie, że może ta nowa nie będzie lepsza, że brak samochodu, poczucia bezpieczeństwa, nie był wart tego, że obracam się w nieznane.
Ludzie nie lubią zmian, lubią rzeczy stałe. Nawet kiedy te nie służą już nikomu i uwierają w nogi podczas życia. Dla tego poczucia stałości wymyślili ograniczenia, miłość do śmierci, wygodne gniazda do ustawicznego moszczenia, pracę, cóż z tego, że marna, ale daje poczucie stabilizacji. Odrzucajàc stabilizację narażamy się na ostracyzm, na uwagi „i po co ci to było?” w sytuacjach, kiedy sprawy mają się gorzej, trudniej nam się odnaleźć i o siebie zadbać.
Dlatego z ciekawością patrzę, jak dziś marznę. Widzę zyski i koszty. Jak odbiorę tego długiego, opalonego faceta pójdziemy do domu, co prawda na piechotę nocą, ale pogadamy przy tym trochę, a potem wsunę się pod ciepłą kołdrę. Jutro będzie sobota i pospię dopóki sama się nie obudzę, by jutrzejszy dzień przywitać gorącym kakaem i miodem.