Cisza

Zakochałam się. W ciszy. Nie chodzi o całkowity brak dźwięku, tylko mój dostęp do siebie. Trenuję tę ciszę w sobie jak jogę. Codziennie. Siadam i otwieram ramiona, a ona wpada i siada przy mnie. Jesteśmy tak chwilę, a potem już jej nie widzę, nie słyszę. Wchodzę w moje ja i zamykam drzwi za sobą. A tam jest pełnia i spokój jakiego nie widać na zewnątrz. Dzięki tej miłości do ciszy, więcej słyszę, więcej rozumiem. Nadal nie dochodzą do mnie pewne dźwięki, ale może one są zastrzeżone dla innych? Kiedyś ktoś się zdziwił, że nie dosłyszałam nazwy substancji psychotropowej jaką stosuje się w celu odzyskania szczęścia i miłości w sobie. Widać nie potrzebowałam tego słyszeć. Nie potrzebowałam zażywać, żeby czuć szczęście i miłość, nawet jeśli nie do końca rozumiałam siebie i nie całkiem byłam szczęśliwa. Droga do miłości nie potrzebuje sztucznego napędu. Napęd nie zastąpi wglądu. Wgląd daje stałe zrozumienie, nie znikającą iluzję otwarcia na siebie. Tylko to co sam wypracujesz cię uwalnia, nic ci tego nie zastąpi, nikt ci tego nie wytworzy. Nawet miłość innego człowieka, co może ci towarzyszyć, ale jeśli jest zbyt uzależniająca, nie znajdziesz w niej swojego szczęścia. Będzie zawsze pochodną czyichś emocji w kompromisie z twoimi. W ciszy, w samotności jest siła i moc. Siła, bo ciało się regeneruje, a moc, bo dusza nas nawiedza i ruguje wszystko co trzeba wyrzucić z naszego serca. Kocham ciszę i moją duszę. Będę mocno trzymała się ziemi nawet kiedy moja rozmarzona dusza będzie chciała ulecieć ku gwiazdom. Ziemia jest teraz celem. Ziemia jest pamięcią i ograniczeniem, ale ziemia nas uczy tego co nadrzędne. W tej chwili.

31 maja 2018