Czemu Koza się dziwi?

– Ludzie są dziwni … – powiedziała Koza przesuwając się bliżej kaloryfera. Zmarzłyśmy odbierając samochód z warsztatu. Śnieg piękny, ale mokry i nieszczególnie przyjemny, jak się dwadzieścia minut czeka na autobus na przystanku.

– Czemu? – spytałam niezbyt zainteresowana odpowiedzią.

– Kiedy zwierzę jest głodne – je, śpiące – śpi, złe – warczy – mlasnęła dla podkreślenia wagi swoich słów – a człowiek na odwrót.

– To znaczy?

– Jak jest głodny, to leci do łazienki sprawdzić czy ma wystający brzuch i się waży. Jak jest śpiący, żłopie kawę, aż mu głowa przed magicznym ekranem sama opadnie – zerknęłam znad komputera na przenikliwe spojrzenie Kozy – a jak jest zły – znów mlasnęła – to się uśmiecha.

Wyszczerzyła zęby czekając na moją reakcję.

– Znaczy co? Jesteśmy nienormalni? – spytałam sarkastycznie.

– Nie – odparła ugodowo i z gracją przytknęła zadek do ciepłej stali – ale na pewno nie jesteście zwierzętami.

Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. A ta ciągnie dalej…

– Jak nie zwierzętami, to czym jesteście? – popadła w zadumę i zasnęła.

W pewnym filmie nazwano nas wirusami. Niszczycielskim czynnikiem jaki drąży planetę z dobroczynnych zasobów. Faktycznie nie zachowujemy się rozsądnie podcinając gałąź, na której siedzimy. Patetyczne postawy w stylu rewolucji ekologicznej jednak do mnie nie trafiają. Po pierwsze dlatego, że zapaleni w walce rewolucjoniści często sami mało dbają o swoje zdrowie, przede wszystkim psychiczne, a po drugie, że żaden gwałt, nie ważne czy w dobrych intencjach, nie naprawi świata, a jedynie wzbudzi uzasadniony opór. I tak opór i agresja po obu stronach barykady nasilają się w nieskończoność, przy czym każdy jest przekonany do własnych racji, a pod ostrzałem krytyki tylko bardziej się upiera. Koza wie coś o tym, bo choć teraz śpi, to niezłe z niej ziółko, jak się uprze.

Stawiam bardziej na ekologię indywidualną, czyli zdrowe podejście do siebie, bo to, jak siebie traktujemy, przekłada się na stosunek do innych, a w przedłużeniu, na stosunek do całej planety.

Większość z nas wyrosła w poczuciu, że nie mamy prawa o siebie zadbać, bo od dziecka uczono nas wypełniania rozkazów, zwanych dobrymi radami na przyszłość. „Ucz się i pracuj, a dojdziesz do celu”, a na drugim biegunie spraw dokumentnie zakazanych „Rób na co masz ochotę”.

Druga połowa życia na szczęście odblokowuje nas na to, jak powinniśmy się prowadzić, żeby sobie nie szkodzić, a z czasem się z własnych ograniczeń uwolnić. Z miłości do swojego biocybernetycznego bolida – ciała, trzeba jeść, ruszać się, spać. I jak bolid sprawnie działa, to się spożywa strawę duchową. Ja się żywię na ten przykład muzyką, pseudojogą, tangiem, czytaniem, oglądaniem filmów, rozmawianiem z ludźmi i przebywaniem w ich towarzystwie, z dokładnością do tych, co mają trudne dla mnie charaktery i ich raczej wolę nie widzieć. To też jest dbanie, otaczam się spokojem wtedy. Czasem nie odbieram telefonu, kiedy mi nie pasi.

– I dobrze – stęknęła Koza odwracając się na drugą stronę. – Nie pracujesz w pogotowiu.

Z opiniami na wszelkie tematy jest tak, że każdy z nas ma swój własny balon rzeczywistości, w którym się te opinie sprawdzają. Nazywamy je wtedy prawdami. Te prawdy nie pokrywają się z prawdami w balonach innych ludzi, bo są uzależnione od doświadczeń i naszego stosunku do danej sprawy, jakiej opinia dotyczy. Któż się nie spotkał z prawdą „nie wolno kłamać”, a i tak nam się zdarza, każdemu w innym stopniu i sferze. Ponieważ jesteśmy zmienni, możemy zmieniać z czasem nasze prawdy. „Mogę kłamać szefowi, ale nie żonie”. A za jakiś czas odwrotnie. Podobni ludzie mogą mieć podobne prawdy i się wzmacniać w nich, a przeciwni mogą zwalczać. Dla jednych kłamanie żonie to zdrada, dla drugich szefowi, szczególnie, jak jest prezydentem i zwierzchnikiem sił zbrojnych. Niemniej jednak, zawsze jest to subiektywna prawda, konstrukt powstały, żebyśmy sensownie się odnajdowali w świecie. I tyle.

Dlatego w trosce o siebie i swoje otoczenie trzymam się swoich prawd dopóki mi służą. Potem puszczam je wolno i pojawia się nowa prawda. Ci co się zakleszczają na swoich odwiecznych prawdach, a tak zwyczajnie są to przypuszczenia dotyczące rzeczywistości, po prostu boją się puścić, przyznać się do błędu, upierają się, że obiektywne prawdy istnieją i oni właśnie, przez „swę mądrość” do niej doszli. Tacy też często w mniej lub bardziej agresywny sposób domagają się uznania dla swojej prawdy. Na takich zwyczajnie uważam i raczej nie lubię w ich towarzystwie przebywać.

W głębi mojej duszy mieszka bardzo tolerancyjna istota. Też ma swój system, model rzeczywistości, mówiący o tym, co jest dla mnie prawdziwe. Ta istota widzi, czy czyjeś rozważania, nawet błyskotliwe, albo ujmujące, są moją prawdą. To, że trzeba mi spać, jeść, bawić się i być odpowiedzialną, nie krzywdzić innych z rozmysłem, pilnować swojego podwórka, kochać dzieci, (mniej złośliwego kota, co mi łazi po papierach) i słuchać Kozy, jest dla mnie na ten moment oczywistą prawdą. Nie mam też potrzeby udowadniania wszem i wobec swojej racji. I tak wiem swoje, jak „każden” inny, bo każdy ma swoje prawdy.

– Za dużo główkujesz – stęknęła Koza wstając. – Idziemy pić gorące kakao.