Ludzie ulegają zbiorowej iluzji, że innym żyje się lepiej, „kolorowiej”. Surfując po internecie widzą same uśmiechnięte, pięknie ujęte, w pełnym słońcu szczęścia postacie, które lepiej, bądź mniej, znają i programują się na własne niespełnienie. Programują mocno i skutecznie. Widzą te obrazy czyjegoś szczęścia, a umysł im dopowiada, jak wspaniale tym innym, uśmiechniętym się żyje, a im, raczej nie, bo dziś tylko rano było im ok, a potem sto spraw na godzinę i nie ma kiedy poczuć się szczęśliwym, a nawet poczuć, że się żyje.
Pojawia się jednak taki moment w naszym życiu, że przestajemy widzieć tę iluzję i zaczynamy widzieć prawdę. Mam znajomą, która zasypuje internet swoimi postami niemal co godzinę, ma tyle do powiedzenia światu, że zastanawiam się czy robi coś jeszcze w życiu. Generalnie internet wieje dla mnie nudą. Nic nie poradzę, kolejne psy, bombki świąteczne, polityka, wirus i wymądrzanie nuuudzi mnie.
A jak jest u mnie? Tak w normalnym życiu, bez pozowania na wallu? Jest przeciętnie. Budzę się, wstaję z ociąganiem, albo szybko, szczególnie, jak coś miłego czeka mnie przed południem, robię herbatę, kawę i siadam w fotelu, i myślę. Takie natręctwo. Nuuuda. Pewnie, ale moja nuda i nikt mi jej nie odbierze. Lubię nudzić się na swój sposób. I tę nudę wolę, surfowanie po fascynujących miejscach mojego umysłu niż po czyichś wspomnieniach. Koza moja wewnętrzna, ta od Koziorożca, się wtedy cieszy. Patrzę sobie na stały krajobraz za oknem i nic. Pozornie nic się nie dzieje, jestem sobie w sobie połączona. I kiedy tak połączę się ze sobą, to potem nic mnie nie zwiedzie, żadna fascynująca teoria na temat spisku światowego, albo energia bicia piany na Rydzyka, kiedy przy urnach i tak zanikają mózgi tym zatroskanym. Widzę, jak ludzką naturę łatwo zmanipulować, pokazać odpowiedni obraz, jeszcze dźwiękiem podrasowany i wszyscy się oburzają na agresję, albo skowyczą nad cierpieniem zwierząt, a potem i tak wcinają mięsko, albo boleją, że miała za krótką spódnicę. Schizofrenia dotyka nas tak powszechnie, że nikt jej już prawie nie widzi.
Zaczarowani obrazami nie słuchamy siebie tylko innych, idziemy za czyimiś zaklęciami w imię jakichś idei, bo niby (uwaga bardzo mocne zaklęcie – znaczy skonfrontuj się z tą iluzją) „w coś trzeba wierzyć”. I tu cały pic, tu jest ta iluzja. Nie trzeba w nic wierzyć, trzeba wiedzieć. Wiedzieć kim się jest i czego się chce. A o tym przekonujemy się w doświadczeniu swoim własnym. Nikt nas nie nauczy nas samych, może nam tylko pokazać siebie i w nim się możemy odbić, jak w lustrze. Przejmowanie czyichś prawd jest automanipulacją z potrzeby komfortu, niewyróżniania się, przynależności do stada. Tak działają religie instytucjonalne i wszystkie systemy społeczne budujące, jak mury przed wolnością, swoje prawa. I poczucie większej wartości tym, co wchodzą w system. Spytajcie dowolnego wyznawcę.
Jestem, i zawsze się tak czułam, poza wszelkim systemem. Podważam i podważam. Idę wspak, bo mam kompas w sobie. Ten kompas, co jakiś czas ustawiam w samotności, w fotelu z kubkiem kawy, bez słowa. I jak wstaję, to widzę, że znajoma ma niedobór uwagi w życiu i ten zalew postów jej pomaga. Inna czuje się mądrzejsza, kiedy kogoś pouczy w jakiejś kwestii, tak ma. Jeszcze inny znajomy chwali się czym może, bo myśli, że tak wszyscy teraz robią i nie istniejesz, jak cię nie widać na jakiejś platformie. Lepimy sobie braki.
Czemu więc piszę i publikuję? Z egoistycznych pobudek, że jak ktoś przeczyta przestanie lecieć za stadem i pojawi się takich indywiduów, jak ja, więcej. Będzie mi wtedy łatwiej, spokojniej żyć w bardziej zróżnicowanym, tolerancyjnym świecie. Tacy ludzie nie będą potrzebowali kodeksów, bo mają swój własny kompas i żyją na bazie swoich dobrze przeanalizowanych doświadczeń. W stadzie owiec nie jest łatwo przetrwać takiej, jak ja Kozie. Lecą, nie patrzą, gdzie lepsza kawa, tylko czytają „bio”, „eko” albo „eco” i się sugerują. Albo zmuszają do robienia tego, co Kozie niemiłe, siedzenia w domu, bo Koza lubi pohasać w górach, albo nad morzem, jak się w Syrenę zamienia, szczególnie nocą … Moja wewnętrzna Koza już dawno poleciałaby w kosmos, gdyby mogła, tam pusto i samotności pod dostatkiem. Tylko gwiazdy, galaktyki, nieskończoność … A prawa, tylko fizyczne, niezależne od dowolnych organów.