Weszłam w ciemności
większe niż egipskie
z nadzieją brodząc po kolana w mule.
Czy się obudzę?
Czy spotkam te wszystkie znaki szczególne,
jak strzałki świetliste
w drodze przez wąski tunel?
Jeśli naprawdę
za zakrętem będzie
prawda
co moje jestestwo uwolni,
czy ją dostrzegę
czy wiedziona pędem
wchodząc w to światło
chwilowo oślepnę?
Czy mi wybaczą
moi wielcy z nieba
że nie robiłam tego co potrzeba,
że nie sadziłam, nie żęłam
nie pieliłam w swoim ogrodzie
gdzie rosły paprocie
i nieśmiertelne
sekwojowe drzewa.
Że tylko czasem
idąc swoim lasem
zatrzymywałam się koło strumienia,
by się orzeźwić,
zapomnieć, nie zmieniać?
Kiedy dziś idę
aleją wśród kwiatów
wokół motyle
niosą w sobie słońce
kiedy dotykam
wdycham każdy zapach
i z drżeniem tulę
pąki tu rosnące.
Już nie wyrzekam
na te lata ciszy,
kiedy ma Dusza
wrosła w tkankę drzewa.
Dziś Ją spotykam jak bóstwo milczące,
co się uśmiecha do mojego cienia.