Kora

Kora odeszła w noc czerwonego księżyca. W swoim domu na Roztoczu. Pierwszy raz widziałam Ją jako dziecko na koncercie Maanamu, a ostatni na Festiwalu Języka Polskiego w Szczebrzeszynie. Mówiła o swojej książce i życiu jakie wiedzie w swoim roztoczańskim zaciszu przed światem. Pamiętam, że spóźniłam się na rozmowę z Nią i jedyne co pamiętam to, że bardzo namawiała do śpiewania. Ze względu na oddech. Kiedy się śpiewa, ćwiczy się cały proces wdychania i wydychania powietrza. Przepona lepiej pracuje i dotlenia się cały organizm, w tym mózg. Chciałabym, żeby nauczyciele w szkołach pomyśleli o tym poważnie. Oddech jest najbardziej podstawowym aspektem naszego życia. Bez oddechu możemy żyć zaledwie parę minut, a nikt nie zwraca na niego uwagi oprócz wyczynowców i zapaleńców. I tych co medytują. Oddech jest ważny. Po poznaniu instrukcji technik Wima Hofa mniej się męczę pływając. Uważny oddech wymienia stare powietrze zalegające w dolnych partiach płuc na nowe, odświeża nas. Niedawno zwalczyłam ból brzucha oddychając głęboko przeponą.
Nie wiem czy Kora cierpiała, ale przy swojej chorobie walczyła też o refundację leku, występowała, żyła. Różne są nowotwory i związane z nimi komplikacje. Kiedy ktoś, kogo znałam, umierał na raka mózgu sądziliśmy, że to nie boli. Ale reakcje organizmu były trudne do zniesienia dla czuwających przy łóżku. Śmierć zawsze przeraża, nawet jak przygotuje otoczenie długą chorobą i smutkiem łykanym dzień za dniem, jak lekarstwem i trucizną zarazem, kiedy nadzieja znika za horyzontem. Każdą śmierć trzeba zrozumieć. Ja się staram spojrzeć oczami tego co odchodzi, bo kiedyś będę na jego miejscu. Warto spojrzeć tak i oswoić śmierć. Kora miała pełne życie. Nie chodzi tylko o karierę, ale odwagę do bycia sobą, niezależność, miłość, wiele strapień, traum, ale i szczęścia, spełnienia, pasje. Walczyła pewnie do końca o siebie, o godne odejście. Nie chodzi o hollywoodzki obrazek śmierci, ale o pozwolenie na nią w odpowiedni sposób. Bez uporczywej terapii, bez rurek, bez karmienia do żołądka dla polepszenia samopoczucia rodziny z bólem dla chorego. Bez odwlekania tego, co i tak przyjdzie, choć warto, żeby dało nam trochę czasu na jeszcze parę spraw do załatwienia. Ksiądz Kaczkowski mówił, że w momencie umierania ludzie nie żałują, że nie odwiedzili Majorki, albo nie wykupili spółki za bezcen, żeby z zyskiem sprzedać. Żałują, że nie przytulili dziecka zanim dorosło, nie pogodzili się z kuzynem zamiast się spierać, nie rzucili zawodu co ich moralnie upadlał wcześniej, przed chorobą. Nie uśmiechnęli się do ludzi na ulicy, dodam, nie przepuścili w kolejce, nie zapomnieli o urazach dnia codziennego i tych zamierzchłych, schowanych na specjalną okazję pastwienia się nad sobą i innymi. Ciężko jest odchodzić tym, co nie wierzą, że coś ich dalej czeka. Zachód tak jest pochłonięty konsumpcją materialną, że przerwanie tego procesu śmiercią może być faktycznie szokiem. Jak odstawienie narkotyku. Ale ja patrzę na to tak, że śmierć dojrzewa we mnie co dzień, rozpręża się i zamieszkuje coraz więcej przestrzeni. Daję jej tę przestrzeń. Ten kto ucieka przed śmiercią, starzeniem się, losem nie zyska nic, oprócz rozczarowania. Dlatego nie jest mi smutno, kiedy ludzie odchodzą. Wiem ile kosztują ich cierpienia, ale większość z nich to rachunek jaki wystawia strach i karma. Nie warto się bać. Przecież śmierć to jedyna sprawiedliwa, nieunikniona rzecz jaka nam się przydarzy niezależnie od tego co robimy. Dlatego warto żyć. Śmierć nadaje sens każdemu życiu, a choroba przypomina o znikomości kontroli nad nim. Ci, którzy odeszli wypełniają przestrzeń naszej pamięci. Więc pamiętajmy, mądrze, z dystansem, ucząc się na czyichś błędach, pamiętajmy, że nas też to czeka. Jak schody do nieba, albo przy akompaniamencie zawodzenia, albo energii wyzwalającej się duszy z ciała. Każdy ma swoją bajkę, wiarę, przekonania. Warto wybierać to co nas w obliczu odejścia wzmocni, trening odwagi, miłości i akceptacji przejścia do jutra, które jest trochę tak niewiadome, jak to co po śmierci. Ćwiczę uważnie odpuszczanie i życie zarazem. Dualizm w pełni. A Kora pozostanie, tak czy siak, przez swoje piosenki i jasny płomień osobowości.