My Lisbon Story: First Episode, Part 1.

Jestem na konferencji w Lizbonie. Jeszcze nie zdążyłam zobaczyć miasta, ale planuję zostać tu dłużej, więc jeszcze je wchłonę i poczuję, tak jak lubię. Całe dnie spędzam na wykładach, od rana do wieczora. Pogoda jest piękna słońce wpada przez okna i rozprasza się na monitorach. Trzeba przyznać pogoda gra nam na nosie 🙂
Zaobserwowałam ciekawą rzecz, którą muszę się podzielić. Być może ktoś z tego skorzysta. Wielokrotnie słyszałam, że to co nas spotyka, wszelkie doświadczenia, są krojone na miarę naszych potrzeb, ale również na miarę naszych możliwości, jakie mamy tu i teraz. Od kilku lat jeżdżę na międzynarodowe konferencje, które wymagają wystąpień przed bardzo wymagającą publicznością. To taki egzamin z umiejętności i postępów w mojej pracy. Przez długi czas męczyłam się z myślą, że mój angielski jest do bani i jadł mnie stres przed wystąpieniem, choć zwykle miałam ciekawe wyniki do pokazania i po prezentacji byłam dobrze oceniana. Można powiedzieć, za surowo się oceniam i powinnam mocniej w siebie wierzyć. Cóż, to prawda. Wierzę w siebie bardziej, ale … Właśnie odkryłam coś, co przekracza moje dotychczasowe doświadczenia. Zauważyłam, że na każdej kolejnej konferencji ludzie wokół mnie mówią lepiej po angielsku, ich prezentacje są ciekawsze, bardziej klarowne itd. Można pomyśleć, że świat się rozwija i ludzie wokół mnie również. Ale … i tu musicie mi uwierzyć na słowo. Odniosłam wrażenie, bardzo silne wrażenie, że to nie świat wokół, a w każdym razie nie on sam. To ja się rozwijam. Stan w jakim jestem, język, poziom dostosowuje się do mnie i daje mi motywacje do kolejnych kroków. Widzę, że prezentacje są językowo o jeden plusik wyżej niż mój angielski, ale to tez wynika ze specyficzności, polegającej na tym, ze mówią o zjawiskach jakich ja nie badam. Oprócz tego, jeśli jestem skoncentrowana, rozumiem wszystko. Czy to nie dziwne? Nie, bo to wszystko układa mi się w cudowny sposób we wzór jaki ostatnio przyłożyłam do wszechświata. Mój wszechświat odpowiada na moje potrzeby, więc kiedy mam się uczyć podsyła mi sytuacje kiedy mogę to robić, ćwiczyć, próbować i wzrastać w tym naprawdę. Można pomyśleć zwariowałam. Nie tak do końca. Zaobserwujecie swój własny świat i kiedy zaczniecie myśleć tak jak ja może się okazać, że wszystkie małe rzeczy z jakimi się co dzień mierzycie są po to byście robili postęp w jakimś kierunku np. uprzejmości wobec ludzi, szczerości wobec siebie, przyswajaniu innych umiejętności. Dla mnie to również jest nauka o przekonaniach. Ja ostatnio nabyłam takie wygodne przekonanie, że wszechświat mi odpowiada na pytania o rozwój, bo nie wiem w jaką stronę powinnam się rozwijać. I proszę, lecę do Lizbony, słucham całe dnie o skomplikowanych zjawiskach w cieczach, mikro i nanoskalowych, a dziś zobaczyłam niebywałą rzecz na koniec pierwszego dnia konferencji. Zwykle naukowcy kojarzą się ze sztywniakami o przerośniętych mózgach i nieciekawej aparycji. Muszę was wyprowadzić z błędu. Moje koleżanki i koledzy nie są ani bardziej, ani mniej urodziwi niż reszta. Większość za to jest wysportowana, aktywna do późnego wieku i wesoła w taki cudowny sposób, przy którym ja się nigdy nie nudzę i nie staram śmiać tylko dlatego, że chcę być miła. Ale ja nie o tym. Dziś zobaczyłam, jak dziewczyna rok temu zdobyła prestiżową nagrodę za wystąpienie. Wyszła przed szacowne gremium, wyjęła ukulelę i zaśpiewała swój przygotowany wykład o nanorurkach węglowych! Wszystko pięknym pełnym głosem, w rytmie i rymując jak trzeba do przeboju na czasie, który mogę zanucić, ale tytułu nie pamiętam! Cudowne! Po prostu cudowne. Mimo, że oglądaliśmy to tylko na wideo, taką trzyminutową powtórkę, cała sala klaskała. I co naukowcy są niby jajogłowi? O nie, to ludzie z pasją i gotowi do wyzwań. Jaką trzeba mieć fantazję i odwagę, by stanąć przed salą pełną ludzi przygotowanych na kolejne wykresy i dać im taki prezent. Powiem jak moje dzieci: Szacun! I naprawdę chylę czoło. Kto to zrobił? Kobieta, pełna pasji życia, kochająca swoją pracę, i umiejąca wyrazić w niej siebie. Wspaniałe. Następną nagrodę, tegoroczną, otrzymał mężczyzna i widać było, że jest mu trochę tak nieswojo przyjąć ją po kimś, kto tak zabłysnął.

A w komentarzu zaledwie parę zdjęcie jakie zrobiłam: kwitnący aloes przed kampusem uniwersyteckim 🙂 (powyżej)
I moja ławka w sali zapisana przez studentów. To taka mała wskazówka dla mnie. Nie wychodź z ławki, jeśli świat próbuje cię uczyć. Jeśli się nudzisz, namaż coś, przeczekaj, ale siedź wytrwale, bo powrót do szkoły bywa bolesny … jak kaktus podczas lądowania 🙂