Pełna poezji, w pełnym słońcu,
rozmytą barwą malowana
siedzę w ogrodzie swego losu
w pułapce czasu zatrzymana.
Przeszłość wyrasta bujnym kwieciem,
zieleń przyszłości wróży pąki,
już nie przesadzam, lecz doglądam,
jak wszystko rośnie w swej harmonii.
Podnoszę oczy w jasne niebo
poprzetykane byłą rosą,
wspominam wszystko co odeszło,
albo zginęło pod mą kosą.
Nie komponuję już kwietników,
nie strzygę pędów niepokornych,
nie tępię obcych zarodników
i szarobiałych myszy polnych.
Wypijam kawę bez wyrzutów
nad czyjąś książką pochylona,
a w sercu spokój nad spokoje
i jasność w sercu nieskończona.
1 maja 2019