O mojej sile

Ostatnio wiele się u mnie dzieje, więc trudno mi znaleźć czas na pisanie. Dom, rodzina, praca, znajomi. Wszystko się zmienia. Zauważyłam, że przetrwały tylko autentyczne relacje i autentyczna ja, w tym zawirowaniu, w jakim jestem. Chciałam napisać o sile, jaką nagle w sobie odkryłam, ale w międzyczasie wielokrotnie potknęłam się, albo raczej zawiesiłam, na bezsilności, bezradności i braku poczucia jakiejkolwiek wartości wewnętrznej. Pomyślałam, że może nie jestem dość silna, żeby jednak pisać o sile, że nic o niej nie wiem?

Dziś, po długim weekendzie, obfitującym w wiele wypadków, zmian i moich obserwacji, zrozumiałam, że moja siła tkwi w akceptacji tego, że czasem mam prawo być zwyczajnie bezsilna. To stan przejściowy, jak wszystko w życiu. Zmienia się z chwili na chwilę, nie warto dlatego uciekać od uczuć jakie przychodzą, nie warto dawać im się spiętrzać. Prawdziwą siłą dla mnie jest widzenie spraw takich, jakimi naprawdę są i przyjmowanie ich z dobrodziejstwem inwentarza. Ktoś odchodzi, ktoś wraca, nowa praca, nowy dom. Wszystko to jest przez chwilę zmianą, potem przywykamy i staje się fundamentem, czymś rozpoznawalnym dla nas.

Strach przed nowym jest naturalny. Czasem nasze życiowe doświadczenia ostrzegają przed zmianami. A zmiany to codzienność i nie tylko w tak trywialnym sensie jak pogoda, ale w takim jak reagujemy na ten zmienny świat, jak robimy sobie w nim przestrzeń, do czego dążymy, czego pragniemy. Każdego dnia wygląda to nieco odmiennie i to jest naturalne, bo każdego dnia jesteśmy odrobinę, albo całkiem poważnie, inni. Zatrzymanie się w czasie na przeszłości, która boli, która wiąże nas, jest również naturalne. Niektóre procesy wymagają czasu, wypalanie się złości, żalu, nostalgii. Na to wszystko potrzebna jest akceptacja przemijania. Akceptacja ulotności naszego życia i naszego kontaktu z tym, co się w nim zdarza.

Nauczyłam się nie zamykać na doświadczenia. Ostatnie lata mocno dały mi w kość, ale zrobiłam się od tego nie twardsza, ale mądrzejsza i bardziej doceniłam siebie, pokochałam się nawet w rejonie cech, jakie uznawane są za nie najlepsze, takie jak nierozsądne lokowanie uczuć (jakby rozsądek miał coś wspólnego z miłością), jak swoboda w wyrażaniu siebie (jakby sztywne przestrzeganie manier czemuś służyło), jak dziecięca ciekawość świata (jakby dorosłość była taka fajna), jak płynięcie z życiem, a nie pod prąd (jakby wysiłek w walce z tokiem zdarzeń był czymś innym niż startą czasu, mylnie zwaną bohaterskim męczeństwem za sprawę). Jest tego więcej, ale tyle na razie wystarczy. Do tego, żeby wyrażać się właśnie tak, jak się czuję, musiałam iść przez ciernie iluzji mojej przebogatej wyobraźni. Iluzje straszące mnie, że jak coś powiem, zrobię, nie tak, to pożałuję. I okazało się w małym podsumowaniu, że raczej żałuję, że nie zrobiłam czegoś niż, że zrobiłam to, czego naprawdę chciałam, nawet jeśli potem w konsekwencji tego, co wybrałam, wchodziłam w miejsca i sytuacje, jakich nie znałam, potykałam się i myliłam. W końcu prawda się odkrywała w pełnej krasie i widziałam ją, a ona jest najsilniejszym fundamentem rzeczywistości, warto do niej dążyć. Prawda o mnie, o świecie wokół, o ludziach, których czasem widziałam lepiej, niż oni sami siebie widzą, bo miałam perspektywę swoich wielu bardzo trudnych doświadczeń, które mi poszerzały spojrzenie o milę.

W ostatnim roku nawiązałam wiele prawdziwych, głębokich przyjaźni, one też dają siłę. Ludzie jacy mnie otaczają są wspaniali, wielowymiarowi i odważni. Jestem dumna, że mogę z nimi coś przeżywać, że mogę się do nich zwrócić ze swoimi sprawami. Czuję, jak ta przyjazna przestrzeń kojąco na mnie wpływa i czuję, że ją współtworzę ze świadomością, że nikt absolutnie nie jest idealny, ale każdy jest unikalny. To jedna z najsilniejszych prawd, jaka mi się odkryła. Nauczyłam się też, że na ludzi nie powinno się wpływać, manipulować nimi, nawet w sytuacji, kiedy wydaje nam się, że im pomagamy. Oni pomoc wybiorą sami, jeśli są na nią otwarci. To również siła powstrzymać się przed działaniem, przed ratowaniem kogoś na siłę. Ta siła to mądrość. Odkryłam, że nie muszę być nadmiernie silna ale, że mogę się z niemocy położyć i leżeć, czasem minutę, godzinę. A czasem trwa to tylko sekundę, ale warto ją zauważyć, by być bardziej świadomym siebie.

Kiedy jestem w sile, przychodzą do mnie doświadczenia małe i wielkie. Czasem bardzo dojmujące, zmieniające mnie na zawsze, a czasem trochę porządkujące moje widzenie siebie. Odkryłam, że moja siła to również szczerość z samą sobą. Kiedy jestem szczera, zawsze jestem silna, nawet swoją niemocą. Kiedy jestem szczera potrafię spojrzeć na problemy nieszablonowo i odkryć rozwiązanie, jakiego bym nie zauważyła zakłamując rzeczywistość.
Moja obecna siła to autentyczność, a kiedy się na nią nie zdobywam, akceptacja tego, że jeszcze nie jestem dość silna w zaaprobowaniu wszystkich swoich cech, szlifów osobowości. Pewnego dnia części mnie, na razie odsunięte, znów znajdą we mnie miejsce. I to wydaje mi się prawdziwie piękne, przyjmowanie siebie takiej, jaką się w danej chwili jest, z całym dobrodziejstwem, z powrotem, na miejsce. Jakbym układała puzzle idealnie pasujące, ale rozproszone z cierpliwością do wciąż zmieniającego się obrazu.

Wiem, że to co piszę może być nieczytelne dla tych, co szukają dróg na skróty, chcą szybkiego efektu, ale każda droga wymaga czasu. Moja idzie bardzo bujną w doświadczenia krainą. Aż czasem śmieję się w duchu, że nie wiem, bo autentycznie nie wiem, co czeka mnie za rogiem, za drzewem, za mostem. Ale mam dość ciekawości życia, żeby iść i najpierw spojrzeć, spróbować, potem tam dotrzeć, a czasem rzucić się nawet w niepewną otchłań w celu dotarcia do jakiegoś doświadczenia. Ale to oczywiście jest mój wybór. Nikomu nie zalecam się przełamywać do szaleńczego tempa, bo niekiedy wystarczy potruchtać, nie biec, a efekty i tak przychodzą. Po prostu taka jestem, że nie wystarcza mi wolne tempo, więc przyspieszam, bo czuję się wtedy zdrowo, dynamicznie i prawdziwie.

Moja siła, czyli mądrość, pozwala mi zaakceptować każdą pozorną porażkę, bo wszystkie one są tylko lekcjami życia. Zaakceptować odejścia i przyjścia, elastycznie przystosowuje mnie do bycia. I otwiera mnie na to, że sobie poradzę, będąc tylko i aż sobą w tym, co nieodgadnięte, nieznane, a co nazywamy przyszłością.