Przebudzenie

Modliły się za mnie
kobiety prawdziwe,
których długie włosy
dotykały ziemi
kiedy pochylone
szeptały zaklęcia.

Za Wasze słowa
zawsze będę wdzięczna.

Martwiły się o mnie
bo żyłam nieżywa
zamknięta jak wiatr w klatce
stłumiona, leniwa,
skurczona, zmęczona
i tak nieprawdziwa.

Wołałam w przestrzenie
a dusza ma we mnie
wołała Twe imię
dla mnie, potajemnie.

Zduszonym głosem,
słała to wezwanie
żebyś się zjawił
na mojej polanie.

Przyszedłeś w słońcu
podałam Ci klucze,
otworzyłeś klatkę,
i zerwałeś pęta.
Rozbiłeś mój pancerz,
w środku jestem miękka.
Czuję każdą myślą
nowy świat dokoła,
a on mnie woła.
Nareszcie mnie woła!

I idę za nim,
za Tobą tą granią.
Spadzistą stroną głazy opadają.
Nic nie jest pewne.
Trzymasz mnie za rękę
Idę z wdzięcznością
choć czuję udrękę.

Idę z ufnością
choć zamykam oczy,
by się nie podawać,
oprzeć ciemnej mocy,
która mnie spycha
w czeluść, której nie ma
chociaż ją widzą,
czują moje stopy.

Wiem, że ta droga
jest dla Ciebie ciężka.
Idziesz z oporem,
Szarpiesz moje pęta.
Walczysz z cieniami,
budzisz światło w cieniu.
Ja się potykam
na każdym kamieniu.

Kiedy upadam
podnosisz mnie z ziemi
Masujesz kolana
i całujesz skronie.
Kładę Ci wtedy dłoń
na mądrej głowie
i szepczę słowa,
których tu nie powiem.

Tulisz mnie wtedy
i napełniasz mocą,

Żeby iść dalej …

I zrozumieć po co.

Jedność

W moich żyłach płynie krew
jak plazma słońca
rozgrzewając przestrzeń
tworząc świat bez końca.

Dla ludzi, dla myśli, dla nowych idei,
byśmy kiedyś wszyscy w jedno połączeni
zasiedli przy stole weselnym dla świata
celebrując nowe pojęć połączenie,
gdzie miłość i wiedza zrodzą zrozumienie.

Zrozumienie innych,
Zrozumienie nieba,
Zrozumienie ziemi
której nam potrzeba
żeby na niej wzrastać
dzielić się, dojrzewać
i by stwarzać innym
wierny obraz nieba.

Z głębokich ciemności
wydobywać cienie
zmieniać je w świetliste i czyste płomienie.
Jednoczyć ze światłem
i światło poszerzać,
aż się stanie pełną energią przymierza
pomiędzy ludźmi i każdym istnieniem,
złączonym z nami w wewnętrznej potrzebie
tworzenia
co usunie wszystkie bariery,
niewiedzę
otoczy nas pełnią
zbliży nas do siebie.

Wtedy zrozumiemy,
Każdy z nas na ziemi
jest kroplą tej samej boskiej wszechmaterii,
energii czystej nieskończonej, wiecznej.

Jesteśmy oddechem
Stwórca jest powietrzem.

Szamanka

Jestem Twoją ziemią,
Ty moim powietrzem.
Oddycham energią,
Stopy Twoje pieszczę.

Wyzwalasz mój płomień,
Wzbijasz me marzenia.
Nie myślę, lecz czuję
Wolna od łaknienia.

Spowiadasz się z ciepła
w wargi moje żywe.
Otaczasz mnie sercem,
Wytrawiasz me imię.

Ja tańczę dla Ciebie
Jak szamanka w lesie,
Byś wzrastał, byś koił,
Byś żył na bezkresie.

Nie łapię, nie chwytam,
Nie przyciągam złego.
Otwieram, zamykam
I cieszę się z tego.

Umniejszam, powiększam,
Buduję i spiętrzam
W Twym sercu, w przestrzeni
by cienie zwyciężać.

I suną te cienie
Związane obrazem
A w Nas wzrasta życie
I staje się głazem.

Zagubienia

Próbuję pisać o tym co dziś czuję,
Ale nie umiem w żadnych ludzkich słowach.
Gdy jesteś blisko, gdy wieczność pulsuje,
Czuję miliardy impulsów dokoła.

Nie umiem zamknąć tego żadnym czuciem,
To się rozlewa, żyje własnym życiem.

Czasem przeszywa mnie jak nóż z ukrycia,
Czasem mnie unosi na szczyty niebycia.

I sama już nie wiem, jestem czy mnie nie ma?
Gdzie jest granica mojego istnienia?
Czy się odnajdę w tej ciszy po burzy,
gdy gromy, błyski i wicher za duży,
żebym to mogła pomieścić w oddechu,
Zamknąć w objęciach,
Oswoić w zaklęciach.

I pozostaje mi słaba nadzieja,
Że ten co taką harmonię wymierza,
Patrzy i rozumie moje zagubienia,
I mnie prowadzi do pełni istnienia,
A ono samo
wie już dokąd zmierza.

9.10.2017

Ścieżka


W jakim momencie zaczynamy wierzyć w miłość? Co sprawia, że jesteśmy pewni, a w każdym razie pewniejsi tego, że uczucie przetrwa?
Na pewno indywidualne predyspozycje i przekazane w rodzinie schematy rozwoju uczuć międzyludzkich wyznaczają drogę, jaką idziemy do miłości. Miłość nas przyciąga, ale ścieżkę wyznaczamy sami. Idziemy czasem zakusami i drogą przez ciernie. Czasem biegniemy szybko, by nikt nam tej miłości nie ukradł sprzed nosa, a czasem zaczynamy czuć wbrew sobie. Czy naprawdę czujemy wbrew sobie?
Mam taki pogląd, że nasza dusza wyznacza nam ścieżkę miłości. Wyznacza ją tak, byśmy po drodze nauczyli się o niej jak najwięcej; i o miłości i o duszy. Naszym prawdziwym JA zanurzonym w codziennej udręce i pozornie ważnych sprawach, w ciele, jakie wybraliśmy na tę podróż po ziemi i życiu na niej. I idziemy, czasem skrajem drogi, ze strachu zamykając oczy nad przepaścią. A kiedy indziej przyklejeni do stromej skały nie ruszamy się zanadto, sparaliżowani własną małością i nieważnością. I czasem zwykłym cierpieniem, które tak jak wszystko inne istnieje tylko w naszej głowie, wywoływane myślami. Spróbuj odłączyć umysł, a wszystko przemija, znika i pozwala się wydostać tej jedynej prawdziwej istocie w Tobie. Doskonałej, pełnej i boskiej. Jak płomień świecący jasno ponad paleniskiem.
W moim świecie iść drogą miłości to poznawać siebie i swój obraz w głowie, w sercu, w ciele. Obraz różny z każdego z tych punktów widzenia. Sądzę, że tylko jeden obraz jest prawdziwy, ale wpływ na życie ma nałożenie tych wszystkich obrazów na siebie. Jak kompilacja wielu osobowości i wielokolorowa mandala. Stajemy się prawdziwi bardziej, kiedy nasz obraz dominuje dusza, nasze wewnętrzne JA, które komunikuje się z nami sercem. Im więcej wtrąceń od umysłu, ciała, materialności tym więcej w nas lęku, ograniczeń. Tylko dusza ich nie zna. Jest nieograniczona, ma moc. Ciało i umysł są spięte w ramy racjonalności, materii, zasad. Serce ich nie zna, wybiega dalej w przestrzeń. Jak pierwszy zwiadowca, zdobywca i czciciel nowych terenów naszej percepcji. Im mocniejsze serce, tym dalej nas zawiedzie …

Świątynia

W moim domu jest świątynia
której łoże jest ołtarzem.
Miłość gra na strojnych lirach
Rozpinając gamę wrażeń.

Zaproszeni do modlitwy
jak pokorne, głodne duchy,
Przyklękamy, by się wszystkich
wyzbyć cieni w akcie skruchy.

Oczyszczamy się ze wspomnień,
masek, myśli i materii
co zwodziły nas po drogach,
kaleczących stopy cierni.

Gdy Cię kładę na ołtarzu
bez przeszłości i cierpienia,
każdy dotyk jak płomienie
ma moc pełni odrodzenia.

Weź ten płomień
w swoje dłonie
Niech dopali
co nie Twoje
I niech zamknie
drzwi podwoje,
za którymi toczysz boje.

Niech otworzy,
Niech wypali
miejsce w Twojej świadomości
byś już teraz
bez obawy
wniknął w serce mej miłości.

Dusza

Weszłam w ciemności
większe niż egipskie
z nadzieją brodząc po kolana w mule.

Czy się obudzę?
Czy spotkam te wszystkie znaki szczególne,
jak strzałki świetliste
w drodze przez wąski tunel?

Jeśli naprawdę
za zakrętem będzie
prawda
co moje jestestwo uwolni,
czy ją dostrzegę
czy wiedziona pędem
wchodząc w to światło
chwilowo oślepnę?

Czy mi wybaczą
moi wielcy z nieba
że nie robiłam tego co potrzeba,
że nie sadziłam, nie żęłam
nie pieliłam w swoim ogrodzie
gdzie rosły paprocie
i nieśmiertelne
sekwojowe drzewa.

Że tylko czasem
idąc swoim lasem
zatrzymywałam się koło strumienia,
by się orzeźwić,
zapomnieć, nie zmieniać?

Kiedy dziś idę
aleją wśród kwiatów
wokół motyle
niosą w sobie słońce
kiedy dotykam
wdycham każdy zapach
i z drżeniem tulę
pąki tu rosnące.

Już nie wyrzekam
na te lata ciszy,
kiedy ma Dusza
wrosła w tkankę drzewa.

Dziś Ją spotykam jak bóstwo milczące,
co się uśmiecha do mojego cienia.

W pełnej ciemności

W pełnej ciemności
Co nie widzi cienia
Gdzie dźwięk nie sięga
I nie ma ciążenia,
Suniemy wolno
niezmierzoną ciszą,
by się odnaleźć
w punkcie odniesienia,
w którym najczystsze
skupiły się brzmienia.

Epicentrum mocy
Serce odrodzenia

W lęku i odwadze
z podniesioną głową,
Nikt nas tu nie widzi,
Nikogo tu nie ma.
Czujemy z daleka
Orbity tej pociąg
co w nas wibruje
jak struna spełnienia.

I nie potrafimy
Zawrócić, ni ustać
wiedzeni pewną ręką
Opatrzności.
Spleceni tańcem
Tkamy bez wytchnienia
W harmonii uczuć
Ogień tej miłości…

3.10.2017

Przemiana

Sunę powoli stopa za stopą,
przede mną przestrzeń,
pode mną rozkop.

Wąska kładeczka wbija się w ciało.
Jeszcze za mało,
żeby przeskoczyć
na druga stronę,
gdzie ukwiecone rajskie ogrody,
łyk słodkiej wody.

Kule się w sobie.
Zbieram swe siły
na wielka zmianę,
do większej mocy,
co ruszy kiedyś niebo nad nami
razem z bogami.

Nie ma poręczy.
Nic mnie nie trzyma.
Wolno mi wszystko.
Wolność to siła.

Widzę jak wolno skrzydła rozwijam…

Powitanie

Na początku chciałam napisać książkę.  Ciekawe ile osób piszących blogi od tego zaczyna. Ja w każdym razie próbowałam i okazało się, że piszę coś co powstaje na bieżąco,  ale bardzo spójnie. Dlatego rozwinęłam moją myśl o pisaniu i zaczynam. Chcę zaprosić Was wszystkich do czytania mojej niestandardowej historii, do czytania o mojej drodze, która wiodła już przez różne zaskakująco niewytłumaczalne dla przeciętnych ludzi zdarzenia i miejsca, ale do nich wracać już nie będę … One są przeszłością. Teraz jestem tu, i teraz wszystko się zaczyna, zamyka i otwiera …

Kiedy patrzę na to co przede mną, nie jestem pewna, wciąż nie jestem pewna czego chcę. Tak właśnie czuje się człowiek podążający tą ścieżką. Patrzymy na życie w kategoriach ciągłej zmiany. Akceptacja takiego stanu nie jest łatwa. Zmiana kojarzy się z chaosem, niewygodą i trudem w uchwyceniu stabilizacji, równowagi. Wiem, że równowaga, stabilizacja i porządek są względne. Kiedy spojrzymy na starożytnych filozofów, którzy w przenikliwy sposób odnaleźli w sobie i świecie tę prawidłowość, czujemy się wręcz zażenowani. „Panta rhei”, czyli wszystko płynie Heraklita otwiera nam szeroko oczy na zmianę i jej istotę. Ona jest w nas samych. Czy nie budzimy się co dzień odrobinę inni? Co znaczy ta odrobina? Jak wielką stanowi różnicę w pojmowaniu rzeczy jakimi są? Czy oddala nas dostatecznie dużo od nas wczorajszych byśmy odczuli zmianę i jak ta zmiana w nas wybrzmiewa, jaką staje się wartością?

Pędzi nam świat dookoła a my na przekór wszystkim znakom dążymy do stanu stabilnego w rodzinie, pracy, w relacjach z ludźmi i wszystkim co nas dotyczy. Jak można się tak dać pochwycić złudzeniu, że istnieje w ogóle stan, w którym zostaniemy? Przecież wszystko płynie.

I paradoksalnie nie jest aż tak ważne dokąd, co z pewnością większość nas przeraża najbardziej. W końcu jesteśmy ludźmi i chcemy mieć jakąś minimalną kontrolę nad naszym życiem. Tylko czy taki jest właśnie sens życia? Kontrola nad tym co nam się zdarza?

Kiedy spoglądamy na innych często zazdrościmy im tego, jak układają się ich sprawy zawodowe, jakie osiągają sukcesy na wielu polach. Słyszę często, że teraz to „ci wybrani, spełnieni” nie będą musieli już nic robić. Czy czujecie to zdanie? „Nic nie robić”. Czy to jest cel?

W wielu kontekstach pojawia się motyw spełnienia jako sukces finansowy pozwalający na rzucenie znojów życia codziennego i oddanie się tylko przyjemnościom czy lenistwu. Zastanówmy się trochę nad konsekwencjami takiego losu szczęściarza. Jeśli nagle masz wszystkiego w brud, jaki przyświeca ci cel, jakie masz teraz motywy do działania? Czy życie wyposażyło nas w skuteczne narzędzia poradzenia sobie z taką zmianą na „lepsze”. Większość z nas nie potrafi w tym się odnaleźć mimo gigantycznych dobrych chęci. Nie umiemy nadążać nawet za taką zmianą na „dobre”. To może dobra motywacja do dostrzeżenia problemu. Człowiek, który całe życie szuka stabilizacji finansowej i zyskuje ją nagle nie jest gotowy jej przyjąć, podczas gdy ten co pracuje na nią w dobrym komforcie codziennego dobrobytu poradzi sobie z nią bez przeszkód. Bo … akceptuje zmiany, nawet drastyczne, nawet ponad stan, nawet nagłe i chciane. I tak wygrywa ten co przywykł codzienną aktywnością do zmiany.

Akceptacja nie jest zwykle łatwa i zaczyna się od godzenia się na rzeczy dalece mniej przyjemne niż wygrana na loterii. Musimy zaakceptować, że wszystko możemy stracić by oswoić boga zmiany. W ten tylko sposób wytrącimy mu bacik na naszą pychę z ręki. Mówiąc, że akceptujemy, mam na myśli całkowitą akceptację straty. Nawet w wymiarze tragedii i cierpienia.

Zmiana i jej akceptacja wywiera na nas wpływ w każdej chwili. Już podczas czytania tego tekstu pewne informacje, nawet niezaakceptowane trafiły do Was i waszej podświadomości, która kreuje Wasz stosunek do świata.

Niech moc zmiany będzie z Wami! I niech Was uczy pokory do świata 🙂