Pewnego dnia wstanę z ciemności
z niepotrzebnego cierpienia
i pójdę drogę miękką od lekkości
a matką moją będzie Ziemia
Ułożę stosy wysokie do nieba
by nikt się nie gubił w mrokach
Wzejdę ze słońcem po nieba błękicie
w rozleniwionych obłokach
Ciepłem przeniknę swoje ludzkie serce
nocami płaczące jak dziecko
żeby rozbłysło w organicznym świcie
na żółto i na niebiesko
A kiedy ciemność znowu nas zawoła
pójdziemy bez lęku, bez krzyku
w łagodne dłonie ta ciemność nas schowa
i zniknie w porannym wietrzyku.
15 sierpnia 2019