Modliły się za mnie
kobiety prawdziwe,
których długie włosy
dotykały ziemi
kiedy pochylone
szeptały zaklęcia.
Za Wasze słowa
zawsze będę wdzięczna.
Martwiły się o mnie
bo żyłam nieżywa
zamknięta jak wiatr w klatce
stłumiona, leniwa,
skurczona, zmęczona
i tak nieprawdziwa.
Wołałam w przestrzenie
a dusza ma we mnie
wołała Twe imię
dla mnie, potajemnie.
Zduszonym głosem,
słała to wezwanie
żebyś się zjawił
na mojej polanie.
Przyszedłeś w słońcu
podałam Ci klucze,
otworzyłeś klatkę,
i zerwałeś pęta.
Rozbiłeś mój pancerz,
w środku jestem miękka.
Czuję każdą myślą
nowy świat dokoła,
a on mnie woła.
Nareszcie mnie woła!
I idę za nim,
za Tobą tą granią.
Spadzistą stroną głazy opadają.
Nic nie jest pewne.
Trzymasz mnie za rękę
Idę z wdzięcznością
choć czuję udrękę.
Idę z ufnością
choć zamykam oczy,
by się nie podawać,
oprzeć ciemnej mocy,
która mnie spycha
w czeluść, której nie ma
chociaż ją widzą,
czują moje stopy.
Wiem, że ta droga
jest dla Ciebie ciężka.
Idziesz z oporem,
Szarpiesz moje pęta.
Walczysz z cieniami,
budzisz światło w cieniu.
Ja się potykam
na każdym kamieniu.
Kiedy upadam
podnosisz mnie z ziemi
Masujesz kolana
i całujesz skronie.
Kładę Ci wtedy dłoń
na mądrej głowie
i szepczę słowa,
których tu nie powiem.
Tulisz mnie wtedy
i napełniasz mocą,
Żeby iść dalej …
I zrozumieć po co.