Następnego ranka po pełni Krwawego Księżyca, kiedy tłumy pijanych, po otrzymaniu dyplomów, studentów chrapały w okolicznych domach, po tym, jak całą noc wyły jak wilkołaki za moim płotem robiąc poruszone zdjęcia naszego boskiego satelity, siedziałam w upragnionej ciszy w ogrodzie Beth pijąc kawę i usiłowałam rozmawiać z Kozą.
– Wiesz co? – zagadnęłam.
– Wiem.
– Och, nie fochuj …
W milczeniu żuła trawę. Przez chwilę głaskałam Jaszczura, który owinął się wokół mojego ramienia na kolanie i zasnął.
– Rozmawiam z Nim – powiedziałam.
– Wiem.
– Wiem, że wiesz, ale może byś się zniżyła do mojego poziomu i czasem mnie wysłuchała!
– Nie fochuj.
„No jasny gwint” – pomyślałam – „ale sobie Kozę wyhodowałam!”
Wzięłam łyk kawy, połknęłam i westchnęłam. Jaszczur beknął przez sen i przewrócił oczami po czym ponownie znieruchomiał.
– On mówi poprzez czucie – powiedziałam cicho do Kozy, żeby Go nie budzić. – To znaczy, ja czuję co On mówi.
– Yhy – strzepnęła sierść i wyciągnęła szyję w kierunku Jaszczura. – I co ci „powiedział” – dodała mrużąc jedno oko.
– Że cisza wyraża więcej niż słowo, że uczucie jest pojemniejsze niż dowolna myśl, że przestrzeń jest nieskończonym potencjałem zdarzeń.
Pokiwała głową.
– To grubo – podsumowała i polizała gada po szorstkim ciele. Zmienił kolor z niebieskiego na zielony, potem na czerwony i różowy. Przez chwilę wydawało mi się, że uśmiecha się przez sen.
– I co wierzysz Mu?
– Zobaczymy.
Położyła mi głowę na niezajętym kolanie i zamknęła oczy. Pogłaskałam Ją delikatnie po gładkiej sierści między oczami. Pomyślałam, jaka to piękna chwila pełna autentycznej bliskości. Jaszczur zamigotał tęczowymi kolorami jak łagodny dla oczu stroboskop.
– Wiesz, że parę dni temu przytulałam takiego dwudniowego koziołka na farmie pod Lawrence? – zaszeptałam. – Był taki bialutki, całkiem duży, jak na niemowlę, i miał taką mięciutką sierść jak Ty – uśmiechnęłam się.
– Wiem.
– I chciałabym żebyś przytulała się do mnie czasem jak teraz.
– Wiem.
– I nie musisz być zazdrosna o Jaszczura.
– Wiem.
– Bo nadal potrzebuję, żebyś mi pokazywała to i owo.
– Wiem.
– Żebyś mi tłumaczyła to, co do mnie nie dociera inną niż przez Ciebie drogą.
– Wiem.
– Bo jestem tylko człowiekiem, wiesz?
– Wiem.
Jaszczur usnął na różowo. Koza delikatnie wysunęła swój mądry łeb z moich kolan i zaległa w cieniu.
Dopiłam kawę i wspięłam się na wzgórze uniwersytetu mijając po drodze porzucone stoły zastawione pustymi butelkami, puszkami, z kłębami śmieci naokoło. „Jak po festiwalu rockowym” – pomyślałam- „Każdy słuchał wczoraj jakiejś innej muzyki, ale wszyscy byli poruszeni”. Dzieciaki spały, ja szłam a Księżyc nadal w milczeniu zaszczycał drugą półkulę swoim niezwykłym widokiem, podczas, gdy na moim niebie pyszniło się wielkie błękitne powietrze i roześmiane o poranku słońce.