Z mojego pamiętnika

18 grudnia 2018

Padła mi maszyna w pracy. No bywa! Przed świętami można taki fakt zinterpretować, jako znak od wszechświata, żeby zamiast symulować ruch włókienek w płynie, ruszyć w miasto na zakupy świąteczne. Prezenty, choinki, ciasteczka, karpie, brokat, kolędy, tłumy… Faktycznie zachęcające. Wczoraj rozmawialiśmy o tym przy obiedzie w pracy. Wszyscy na samą myśl o świętach są zmęczeni! Ale się urządzamy świętami. Najpierw harujemy, żeby przygotować, potem zjeść, bo się zmarnuje jak nie zjemy, a na koniec posprzątać i nieć fajrant.
W tym roku się nie wyrywam do świąt. Zaplanowałam kilka potraw, jak wyjdą to zjemy. Jak nie … to nie. Prezenty kupuję z Córką, bo jak nie trafię w kolor cienia do powiek, to będzie musiała oddać. Niespodzianka, cóż, może i spalona, ale trafiona najpewniej. Od wszystkich zbieram zamówienia do Mikołaja, a potem bez spinki realizuję jak się da. A jak nie da, to nie da. Nie martwię się, nie stresuję. Moje dzieci i tak najbardziej z wigilii pamiętają słodycze, a jeść chcą pierogi. Jedyna Córa co je kutię. O rybach, barszczu i reszcie nie wspomnę. Żadne z dzieci tego nie ceni, bo może nie dorosły, a może wolą inne smaki. Gotuję maleńko. Tylko na jedną posiadówkę przy stole, co i tak wystarcza na kolejny obiad w świąteczne dni. Może to nie jest polska tradycja, ale jak mam się zarzynać tradycją to mówię pas. Niektórzy uciekają z domu, żeby się nie przygotowywać, taką mają panikę, że ktoś podpatrzy, że stół nie ubrany, nie wyszorowani, nie rodzinnie, nie ze śpiewem. Opłatek, przytulas, życzenia. Zawsze składam je z serca, nie to co wypada powiedzieć, ale to co czuję, że chcę żeby się komuś spełniło. W święta patrzę na ludzi pogrążonych niewolniczo w gorączce przygotowań i trochę na przekór wszystkiemu cieszę się, że nie będę wstawać zbyt wcześnie, że będę chodzić spać późno, jak lubię. Może obejrzę jakiś film, albo pobędę z sobą i innymi, pogramy w gry przy stole i pośmiejemy się z naszych skojarzeń w Dixicie. Już od lat w to gramy i każdy ma swoje typy. Ja wymyślam takie hasła, że nikt nie kojarzy i zwykle przegrywam. Julia pokazuje na kartach rzeczy jakich ja nie widzę, Lena cytuje książki, których nikt inny nie zna, a Iwo chce się co jakiś czas pozbyć kart, bo mu nie pasują. Bartek puszcza te swoje krótkie komentarze, tak zabawne, że śmieję się zgięta w pół, a Leszek za każdym razem jak kładzie kartę jest pewien, że ma pewniaki i dużo ugra, i mu się udaje.
Ze świąt lubię choinkę nocą. Nie gaszę jej długo. Wspominam, święta które były, od czasów mojego dzieciństwa. Mam wrażenie, że im jestem sędziwsza, tym częściej zatrzymuję się w czasie. Także tym świątecznym. Patrzę wtedy na wszystkich i wszystko, jak na kolejny moment w przestrzeni do porównania, jak slajd w tej samej pozie od lat robiony na tle znanego krajobrazu. Rodzina, nastrój, gotowy obraz, powielany rok po roku. Moje wspomnienia nie są nostalgiczne, nie roztkliwiam się nad czasem, jaki mnie dzieli od świąt przeszłych. Dzieci rosną, my się starzejemy. Zwyczajnie, proza i życie. W tej prozie warto posmakować autentycznych uczuć, jakie nas nachodzą kiedy wchodzimy znów w świąteczny nastrój. I wchodzę w to cała.