Siedzimy. Siedzimy można powiedzieć za niewinność, w trosce o siebie. Drzwi zamknięte, lodówka pełna, dzieci w łóżkowej szkole, ja w pracy w piżamie, między kuchnią a sypialnią. Snuję się, to takie nietypowe nagle mieć tyle czasu dla siebie. Zagubiłam rytm dnia, wstaję niby wcześnie, ale grafik mi codziennie pada i już nie walczę o systematyczność. Robię jak wyjdzie i nawet nieźle wychodzi. Telekonferencje mojej grupy bywają śmieszne, Paweł pokazuje kartkę i wyniki, kłócimy się, zaczynamy od nowa, albo zmieniamy koncepcję. Rutyna.
A wewnątrz, wewnątrz wiele zmian. Jestem ze sobą na co dzień, non stop i dotykam bardziej siebie, tej, która na zewnątrz, w pędzie życia rzadko się odzywa. Początkowo miałam trudność w przestawaniu tak dużo na bieżąco ze sobą, w dzień, w noc, przed komputerem, na sofie, na tarasie. Z czasem zaczęłam inaczej na siebie i otoczenie patrzeć. Wiem, że to inaczej już zostanie, że będę od tej pory jeszcze uważniej widzieć co się ze mną dzieje, kiedy jestem w stanie tego pozornego uwięzienia. Zaakceptowałam to, że nie mogę pewnych rzeczy zrobić, robię inne, albo nie robię nic, i pozwalam sobie na to lenistwo w działaniu. O wiele więcej mogę wtedy zauważyć, kiedy się zatrzymuję i nie spieszę.
Niepewność tego co będzie jest ciekawym doświadczeniem dla wszystkich. Kiedy nas wypuszczą, zluzują restrykcje, kiedy odetchniemy? Nie wiadomo. Teraz nie da się przewidzieć. Niektórzy czują strach, inni nie chcą czuć strachu i buntują się złością. Nie ma wyjścia, jesteśmy w pewnym sensie bezradni i musimy się poddać, poczekać, zostać jeszcze w tym stanie, do jakiego nie przywykliśmy. Tak naprawdę jednak w normalnym codziennym życiu tylko łudzimy się, że jest inaczej. Łudzimy się, że mamy kontrolę nad sytuacją i swoim światem. To, że możemy wyjść i żyć w sposób sprzed pandemii nie dawało nam więcej wolności niż nam się wydaje. Wolność poruszania się do pracy, do domu, do znajomych, teraz realizuję inaczej, bo ruszam się w sieci nie w przestrzeni. To nasze wewnętrzne przekonanie, że jesteśmy zamknięci i zbici z tropu normalnych zajęć nie pozwala zobaczyć, że nigdy nie mieliśmy władzy nad światem, tylko złudzenie jego kontrolowania. Warunki zamknięcia powodują dyskomfort, bo nie możemy się odwrócić i pobiec do zajęć, musimy się oswoić, że zmiany duże i małe następują w sposób ciągły i tylko nam się wydaje, że kiedyś było inaczej. Po prostu zostaliśmy zatrzymani żeby się przypatrzeć, przyjrzeć swojej rzeczywistości, jaką na bieżąco kreujemy.
Parę dni temu założyłam buty do tanga i tanecznym krokiem pląsałam po kuchni robiąc obiad. Pandemia ogranicza mnie w tańcu tylko trochę. Mogę tańczyć sama, kiedyś z kimś znów zatańczę. Śpiewam do garnków, albo prania, na tarasie wchłaniam słońce. Przyjaciółka zaczęła pisać książkę. Czytam i się zachwycam.
Jestem ze sobą na poważnie, kłócę się czasem, słucham, mówię do siebie i poznaję siebie od nowa. Wędruję tak dużo wśród ludzi, że teraz mogę pobyć ze sobą i się na siebie patrzeć, polubić to kim jestem, albo zaakceptować, że w czymś się nie lubię. To dobry, bardzo potrzebny czas dla mnie. Tak go widzę, choć bywają sytuacje, że zamykam się w pokoju i w sobie. Nic nie poradzę, czasem trudno jest być ze sobą. Odpoczywam wtedy i daję sobie czas.
Nie pisałam długo przystosowując się do zmian, do akceptacji nieustającej zmiany w moim życiu. Kiedyś wrócimy do siebie, do przyjaciół, znajomych, kolegów. Zobaczymy się na nowo i będziemy inni, zawsze się zmienialiśmy, ale teraz zobaczymy to wyraźniej, bo po tak długim czasie nie widzenia się, nie kontaktowania, zmiany się wyostrzą. Wiem, że będę bardzo się cieszyć z powrotu do kolegów z pracy i ich żartów w pokoju socjalnym. Do tanga i partnerów, do przyjaciół rozsianych po domach i dzwoniących albo piszących z tęsknotą. Też za Wami tęsknię. Zobaczymy się na nowo, otwarci bardziej na siebie wewnętrznie i na siebie wzajemnie. Może jakieś animozje znikną, bo stracą sens, może jakieś cele wyostrzą się komuś w skupionej soczewce samotności? Może ktoś zrzuci kajdany starych programów co go męczyły, a ktoś inny odnajdzie siebie, bo nie będzie mógł siebie nie zauważyć. Zaakceptujemy, że w gruncie rzeczy mało mamy czasu w tym pobycie na ziemi, nawet jeśli teraz on się dłuży w odpowiedzi na nasze niekomfortowe samopoczucie wewnętrzne.
Wyobrażam już sobie, jak się będziemy cieszyć, kiedy pierwszy raz znów staniemy przed lustrem w sali na Nowym świecie u Marii i Nazara, jak będzie pachniała kawa w kawiarni na nowo otwartej za rogiem, jak głosy ludzi w tłumie czy za oknem staną się przyjemne. Jak zwykła jazda autobusem, kanapka w parku, słońce za oknem zmieni się w cud podniesiony rangą naszej wolności. Jak ta wolność w końcu zwrócona rozepnie przed nami wachlarz możliwości cieszenia się, doświadczania życia, niby w tym samym cośmy już robili, ale inaczej, bo skierowani do wewnątrz, w tej właśnie chwili, o wiele bardziej zmieniamy się i będziemy już inni.