Ostatnio doświadczam blokady. Blokady na pisanie. Oczywiście ten wpis może się wydawać dowodem wręcz przeciwnej tezy, ale tak, jak z piosenką Ciechowskiego: „Ta piosenka jest pisana dla pieniędzy”, albo „Teksańskim” Hey, jest to próba zracjonalizowania mojego oporu i niemocy. Mam tak wiele tematów w głowie, że nie wiem od czego zacząć, i to też jest problem, nie nad tym jednak chcę się zogniskować, a na poczuciu bezsilności wobec różnych życiowych chwil, sytuacji, ludzi i okoliczności, jakie napotykamy, gdy zwyczajnie idziemy w czasie przez świat. Bezsilność wywołuje w nas panikę, bo świat wydaje się, wymaga od nas, aby sobie radzić, zawsze znaleźć rozwiązanie i wiedzieć czego się chce. Inaczej patrzymy na siebie jak na fujary życiowe, nieudaczników. I tak naprawdę nie bezsilność nas przeraża, a opinia, że możemy zostać uznani za mazgaja, co się do niej przyznał. Ja właśnie nie wiem co zrobić i stoję w tym po kolana, jak w irlandzkim mule bagiennym. Już próbowałam się miotać wydostając nogi, już udawałam, że mułu nie ma, już sobie tłumaczyłam, że nie ja jedna, już płakałam z wściekłości, już obwiniłam kogo trzeba, już się rozliczyłam z przeszłości, co mnie tu, w ten muł zawiodła i …nic. Wszystkie techniki pozytywnego myślenia, joga, medytacja, kompilacja analityczna faktów, i moja mądrość życiowa nie działają. Stoję jak stałam. Nie mogę się ruszyć, a świat porusza się, nie zwalnia i mam wrażenie, że tracę czas, energię, okazję, że jestem fujara, bo choć się staram, nic … stoję jak stałam.
Wiele razy w życiu stawałam tak zafiksowana, i jak tylko się orientowałam, że to bezsilność szłam w działanie wychodzenia niemal z ciała, żeby tylko się nie przyznać, że nic nie mogę zrobić. Bo to takie słabe, nie móc nic. Kto się przyzna do słabości? Nikt. A ja właśnie, w tej chwili, bo to ważne, że to punkt w czasie, może odcinek, w tej chwili jestem bezsilna i tyle. Nie mogę nic. Sklecić zdania do wyrażenia sensownie myśli, słów co czasem płyną wodospadem, a teraz ledwie ciekną mi przez palce i czuję brak sił do dodania im ostrogi, żeby stały się mocne, wartkie, błyszczały czystością rozważań. Nie umiem i stoję w moim mule. Daję sobie czas, gubię się i odnajduję, walczę ze sobą, z bezsilnością i rezygnuję. Aż w końcu przychodzi taki moment, że świadomość zagania mnie do narożnika i wiem, że teraz nawet, gdybym się szarpała, nie mogę nic. Stoję wypełniona strachem, jak sparaliżowana i przeżywam bezsilność. Nie mogę, ponieść czyjegoś życia, nie mogę skupić się na pracy, nie mogę wybrać za kogoś dobrze, nie mogę uśmiechnąć się do syna, nie mogę zasnąć, nie mogę oderwać się od zmartwień, nie mogę wrócić i naprawić sytuacji, nie mogę wybiec w przyszłość i przygotować, nie mogę znaleźć, nie mogę wydusić z siebie odpowiedniego słowa, nie mogę przewidzieć zdarzeń, nie mogę kogoś kochać a kogoś nie kochać, nie mogę umrzeć, nie mogę wybrać, nie mogę się pożegnać, przywitać, zrozumieć, zapiąć guzika, sprzątnąć podłogi, napisać wzoru w latexu, nie mogę odpocząć. Nie mogę w tej chwili przeczytać. Nie pomaga na to delicja i kawa, nie pomaga spacer, nie pomaga rozmowa z przyjacielem, córką, nie pomaga film wieczorem, koncert, niebo. Nie pomoże, bo inaczej zagłuszę bezsilność, a ona jest autentycznym uczuciem we mnie. Nie mogę nic zrobić, zatrzymuje mnie w czasie, w chwili, kiedy ją czuję i jedynym sposobem na nią, jest akceptacja, że ma prawo wypełnić mnie sobą na chwilę. Nie mogę spowodować, żeby wgnieciona blacha samochodowa wygięła się teraz z powrotem, żeby wysypana sól nie była wysypana, żeby słowo cofnęło się po wypowiedzeniu do ust. Nie da się! Czasem po prostu nie da się …
Z bezsilnością kontaktuję się regularnie i zauważyłam, że kiedy daję jej w sobie miejsce, na wyrażenie tego czego dotyczy, kiedy patrzę na myśli, jakie mnie do niej prowadzą, oswajam tę niemoc i staje się łagodniejsza za każdym razem. Na drugim biegunie bezsilności jest siła. Często boimy się być silni. Zauważyłam, że kiedy nie pozwalamy sobie na siłę, bezsilność zjawia się jako wskazówka. Mówi do nas: „Jeśli czasem nie użyjesz swojej siły, będzie tak jak teraz. Co wolisz?” Wolę być w sile, niż w niemocy. Dlatego usiadłam i napisałam cokolwiek, nie po to, żeby przełamać opór, żeby się zmierzyć, ale żeby napisać, że akceptuję to, że mogę być bezsilna wobec różnych rzeczy. Wobec ludzi, wobec uczuć. Mogę być bezsilna, bo zaakceptowana bezsilność odchodzi i wraca siła do niesienia świata, drobnych spraw i tych istotnych. Można jej, tej bardzo niekochanej bezsilności powiedzieć: „Też jesteś pożądana. Masz u mnie dom, kiedy mam stan z jakim się mierzę.” I wtedy ona mówi: „Ok. Jestem i w ciebie wierzę.” Każdy nasz aspekt, bezsilność również, nas wspiera. Trzeba odkryć jak, indywidualnie. Kiedy czuję się bezsilna teraz, w tym momencie, zatrzymuję się, bo ona wskazuje, że może poszłam gdzie nie trzeba, że dążę do czegoś, co nie jest dla mnie, a może zbyt mocne mam intencje wobec czegoś, na co nie jestem gotowa. Kiedy będę, przyjdzie samo w sile i nie będę się czuła, jak zaprzężona w wóz pełen kamieni. Może trzeba coś przygotować, a może jest zupełnie inna droga, jaką trzeba pójść, by to samo zrobić. Akceptacja zatrzymania w bezsilności daje nam impuls do rozejrzenia się w sobie. Jak tego nie zrobię, będę brnęła w coś przy oporze całego mojego wszechświata. Dlatego to zbawienne, że czasem nie mogę, że staję w mule bezsilności i rozglądam się nie w panice, a z uwagą, co robię źle, co mnie drąży, wysysa mi energię i dobre samopoczucie. Przytulam te miejsca mocniej, zauważając ich istnienie, nie pędzę zaraz naprawiać siebie, ale widzę, że zamiast pójść na masaż pojechałam na obiad rodzinny, albo umyłam samochód zamiast pospać dłużej w weekend. Bezsilność jest hamulcowym dla naszego rozpędzonego ego, co nas gna przez świat i jeśli się jej poddamy czasem na chwilę, na moment, najpierw tylko zauważymy, że przyszła, może nie zgubimy jej przesłania, że ona nas w gruncie rzeczy kocha, że odsłania nam prawdziwą strukturę świata, jakiej nie możemy dostrzec rozpędzeni w działaniu do prędkości światła, pochłonięci robieniem tego, co uważamy za słuszne.
„- Zatrzymaj się! – powiedziała Moja Bezsilność.
– Dokąd idziesz taka skoncentrowana na celu?
– Do siebie.
– Czyżby? – spytała.
– Nie widzisz, że już tam byłaś wcześniej, kiedyś, że nie wzięłaś szalika i zmarzłaś?
– Tam jest ciepło, lecę!
– Weź mnie ze sobą, sprawdzę ci pogodę, kiedy będziesz leciała przed siebie.
– Dobrze, wsiadaj. Tylko mnie nie zwalniaj.
– Oczywiście, czasem ci tylko powiem, że jestem, kiedy zobaczę zmarznięte dłonie.
– Dłonie są nieważne, ważna jest głowa i moje myśli.
– Więc ty dbaj o głowę, a ja zadbam o dłonie. W końcu pochodzę z twojego serca, ono wie, że każda część twojego ciała jest ważna. Ono mnie wysłało, kiedy wystrzeliłaś w te swoje marzenia.
– Marzenia są ważne. Po co żyć bez marzeń?
– Tak, zawiąż sznurówkę, bo się potkniesz, albo zgubisz but między mgławicami i go nie odnajdziesz.
– Bez buta też się da marzyć.
– O tak, ale na balu w marzeniach lepiej ci się będzie tańczyć w butach, niż bez nich.
– Kochana jesteś, że o tym pomyślałaś.
– Leć już, tylko mnie nie przeganiaj, kiedy się odzywam.
– Nie obrażaj się, wiesz, że jestem popędliwa.
– Dlatego tu jestem, kochanie. Żebyś żyła najlepiej jak potrafisz. Zadbamy o to razem.”