O miłości do bezwysiłkowości

Mamy taki program w głowie, bardzo powszechny, że najlepsze rzeczy przydarzają się nam kiedy na nie zapracujemy. Absurd. Dochodzi więc do paranoi, że nie umiemy się wręcz cieszyć z rzeczy, które nie zostały przez nas okupione wysiłkiem i to sporym. Im większy wysiłek, tym większe szczęście, że się udało, że jest, że będzie. Kolejny absurd. Większość rzeczy naprawdę pięknych w życiu przeżyłam nie dlatego, że siliłam się na nie ale, podążając we właściwym kierunku, a kiedy podążamy we właściwym kierunku, wszystko samo idzie, bez wysiłku, lub z małym wysiłkiem, którego ciało potrzebuje do jakiejś drobnej zmiany naszego sposobu myślenia, odczuwania. Dlatego, kiedy tak się pocimy i dochodzimy do czegoś, nasze ego, które lubi nas mieć dla siebie, mówi :”To dobre, ale gdybyś się jeszcze trochę postarał, byłoby lepsze.” I tak w nieskończoność, niewolnictwo duszy zależnej od ego. Ego lubi kiedy się staramy i przemy z trudem, bo ma nas wtedy na wyłączność. Jesteśmy tak skupieni na działaniu, pozornie ważnym i wysiłku, że nie mamy czasu na refleksję, czy to o co się staramy w ogóle jest nasze, a jeśli za chwilę ktoś podejdzie i zdejmie ciężar mówiąc:” Chodź, tamtędy jest łatwiej”, odruchowo odmówicie, bo przecież wysiłek jest sednem. Moim zdaniem ten niebezpieczny program doprowadził do paranoi całe społeczeństwa ludzkich mrówek, jakie teraz tyrają w trudzie bez refleksji nad swoim życiem. Czy można szczęście okupić pracą? Popatrzmy na radość. Można sądzić, że kiedy osiągamy cel po długiej pracy to czujemy radość. Myślę, że jest inaczej. Czujemy ulgę, łatwo ją pomylić z innym uczuciem. Jeśli cię boli i przestaje, to czujesz się uwolniony od bólu a nie radosny.
Nie oznacza to, że nie należy się napocić. Trzeba, ale tylko w jednym aspekcie, rozpoznania, co dla nas jest dobre i pilnowania myśli, które materializujemy w świecie. Jeśli bowiem ktoś wywołał myślami, że po długiej drodze pełnej niebezpieczeństw dojdzie do prawdy, to tak będzie. Pocieszające jest to, że z programu wysiłek=szczęście można wyjść przed czasem, ale to nie jest proste, bo intensywność zdarzeń bywa przytłaczająca.
Co zatem ze szczęściem bez wysiłku? Każdy je czuje, np. kiedy patrzy na swoje dzieci śpiące w łóżku. I one i my bez wysiłku. Trudno takie szczęście przebić. Słońce na plaży rozgrzewające nas latem. Komiczna sytuacja, spontaniczna w pokoju socjalnym w pracy. Można powiedzieć, że wysiłkiem było wstanie i przyjście, gdzie trzeba i o czasie. Tak, tyle jest potrzebne, żeby przeżyć prawdziwe szczęście – przyjść o czasie we właściwe miejsce.
Zdjęcie programu wysiłku jest potrzebne byśmy, jak głodne duchy nie dążyli do jakiejś abstrakcyjnej doskonałości pracą, żeby zasłużyć na okruchy. Prawdziwe szczęście pojawia się kiedy śpimy, chodzimy, jemy i rozmawiamy o pogodzie ze znajomymi. Życie jest szczęściem i nie wymaga wysiłku, dzieje się automatycznie. Kiedy startujemy z tego poziomu, jest łatwiej zrozumieć, że szczęście nie wymaga siły do odczucia, że jest. Wymaga świadomości, że zachodzi w naszym życiu, że je odczuwamy. Cała więc sztuka pozwolić sobie na szczęście z poziomu istnienia. Potem okaże się, że wszystko nas potrafi cieszyć i przynosi szczęście, bez pracy, bez konieczności, naturalnie, tak trochę dla zabawy, zachęca nas do podróży przez życie w obecności radości, miłości do wszystkiego. Bo wszystko może być szczęściem, jeśli z poziomu serca widzimy rzeczywistość, sami decydujemy co nim jest, więc weźmy go więcej. Cieszmy się z płaskiego chodnika, z kolorowego samochodu na ulicy, z tego, że coś mamy i z tego, że do czegoś dążymy, bo na nas czeka. Kiedy nie mamy siły na naukę czegoś, na dążenie, odpuśćmy to z poziomu serca, może wyzwolimy tę energię gdzie indziej, bardziej twórczo, bardziej prawdziwie i po czasie okaże się, że to było lepsze, mądrzejsze. Ważne i podstawowe jest, abyśmy nie obciążali się poczuciem winy, że się nie silimy. W wysiłku nie ma żadnej wartości z poziomu celu. Ten kto szedł schodami, nie jest lepszy, niż ten kto wjechał windą. To tylko droga jaką obieramy. Jeśli chodzenie po schodach rozpoznajesz jako wartościowe tylko z takich powodów jak wysiłek i duma, bo czujesz się lepszy od windziarzy, to utknąłeś w przekonaniu o wysiłku. Windziarze tego nie docenią, bo się pewnie i tak z nimi miniesz, kiedy będą szli dalej, gdy ty dopiero docierasz na miejsce. Więc po co ci wysiłek?
Wysiłek należy włożyć tylko w rozpoznanie siebie, gdzie i jakie mamy intencje. Jeśli twoją intencją jest chodzenie, bo możesz się rozejrzeć więcej, lubisz chodzić, masz czas dla siebie i kontemplujesz ten stan z lubością, nie wsiadaj do windy. Tam cię wyrwie w górę i będzie za szybko, stracisz wszystko co lubisz, a gdy osiągniesz cel, co z nim wtedy zrobisz? To prawda, że nie cel a droga jest ważna. To ona sama jest celem nie wysiłek w nią włożony. Poczuj to co czujesz, czego naprawdę potrzebuje twoje serce. Wtedy niezależnie od tego jaką drogę obierasz, masz w sobie spokój i szczęście, i choć byś się wdrapywał schodami do nieba, a windziarze krzykną ci w locie:”Co za wariat, idzie, zamiast wjeżdżać!” Ty się uśmiechniesz z poziomu zrozumienia i wdychając cudowne górskie powietrze, powiesz sobie w duszy:”Jestem, gdzie trzeba i, proszę o jeszcze.”

16 luty 2018