Czytałam dziś u pewnej guru tantry, co pewnie dużo inspiracji tchnęła w życie kobiet zablokowanych na swoją seksualność, że zamiast się wstydzić dorastania, dziewczynka może być z dorastania dumna. I jak tu nie oszaleć w tym naszym świecie, jak każdy, nawet dość oświecony człowiek, nie widzi, że procesy naturalne to ani powód do dumy ani wstydu. Po co wprowadzać taki dualizm wszędzie, gdzie się obejrzymy. Kochaj albo nienawidź, weź albo odrzuć, wstydź się albo bądź dumny. Po co się sami ograniczamy tym, żeby za każdym razem kiedy się pojawia jakaś zmiana, jakieś nowum w naszym życiu koniecznie je odnosić do emocji. Wstydzę się, że mi rosną piersi, albo idę dumna jak paw. Po co sprowadzać wszystko do przeciwności?
Nie umiesz się wypowiedzieć na jakiś temat, znaczy jesteś głupi? Nie wstydzisz się swojego ciała, znaczy jesteś rozwiązły? Potrzebujesz koniecznie wejść w jakiś stan oceny, bo bez tego nie da się zrozumieć z czym masz do czynienia? A może zatrzymać się na stwierdzeniu faktu: nie wiem czegoś, idę wolniej niż inni, jeżdżę szybko, mam tłuszcz na brzuchu, dekolt, owłosioną klatkę piersiową, gram w lotto, kupuję markowe ciuchy, skończyłem szkołę podstawową, chodzę do pracy, nie chodzę wcale. Tyle! Koniec. Zatrzymajcie się na tych stwierdzeniach, a pojawi się niesamowita przestrzeń do NIEOCENIANIA! Do życia, myślenia i czucia z prawdziwym poczuciem wolności wyrażania siebie.
Nie musisz mieć nerwicy pozytywnego myślenia o innych, ani negatywnego. Zatrzymanie w ocenianiu jest możliwe dla tych, co nie leczą swoich chorób mentalnych i pozwalają innym chodzić wolno po świecie. Dlatego ja NIE JESTEM DUMNA z bycia Polką, kobietą, matką, naukowcem, kierowcą, podróżnikiem i twórczynią swojego bloga, i NIE WSTYDZĘ SIĘ, że rzadko jeżdżę na rowerze, czytam książki, nie znam się na współczesnej poezji, nie byłam na Lazurowym Wybrzeżu, gadam publicznie po angielsku, rozwodzę się, mam niski wzrost, i nie mam samochodu. To są wszystko fakty, do których nasz rozum, jak obsesyjnie nakręcona maszyna, dopina opinie. A jak dopnie, to nam ciążą, nie ważne pozytywne czy negatywne, i to mocno, dopóki sami nie przestajemy się oceniać, nie inni nas przestaną, ale my sami siebie przestaniemy oceniać. Bolą nas, dokuczają nam tylko opinie, co do których jesteśmy w cichości własnego serca, przekonani.
Jak dziewczynkę się przekona, że to wstyd mieć piersi. to będzie się wstydzić swojego ciała. Jak się ją wbije w dumę, to będzie dumna z posiadania piersi. Tylko po co ma być dumna z czegoś tak naturalnego, jak posiadanie dwu rąk? Może ja zbyt wiele wymagam, po wiekach uprzedmiotowywania kobiet, żeby zamiast teraz dumnie stroszyć się swoją kobiecą mocą, kobiety po prostu przeszły do porządku dziennego z byciem kobietą? Bo jak wiadomo, gdzie jedna z płci się rozrasta w mentalnej przestrzeni, tam druga się kurczy, wycofuje. No i potem lament się podnosi: „Gdzie ci mężczyźni…” No wyszli, gdzie było więcej świeżego powietrza i mniej prężenia z dumy.
Duma kobiet z bycia kobietami nie jest nikomu potrzebna. Owszem w dobie rewolucji warto być mocno osadzonym w sobie i swoich poglądach, ale nie w czasach, kiedy mądrość życiowa pokazuje, że kobieta jest, tak samo jak mężczyzna, powołana do bycia sobą, nie istotą nadprzyrodzoną, co ma być dumna z siebie, jakby na zapas. Już była taka dziwna mentalność historyczna o kobiecości co nas sprowadzała do tego, że co jedna miała być niepokalana, albo zamęczona przez barbarzyńców, żeby było z czego być dumną. Teraz dla odmiany trzeba dumnie się pokazać, jako kobieta z mocą, podkreślić swą kobiecą siłę, chodzić na kręgi, mieć sesje tantryczne, wyglądać egzotycznie i świecić dumą. Z czego ja się pytam? Z bycia człowiekiem? Czy tak nisko opadła nasza forma psychiczna, że to, że mam dwie nogi to powód do dumy? Bo dla odmiany, ktoś może i tyle nie mieć?
Ta duma to pojęcie zupełnie niepotrzebne. Jak dobrze ci we własnej skórze, to to jest powód do dumy? Jak robisz dobrze to co umiesz, to czekasz na oklaski i ordery? Jak wmówimy dziewczynkom, że mają być dumne z tego, że mają piersi, albo dzieciom obu płci, że mają nogi, to co z tego wyniosą? Dla mnie po prostu przerost pomieszania treścią, zamiast zwykłej akceptacji bycia tym, kim się jest. Nie bycia dumnym, ale akceptującym siebie.
Trochę się tutaj bawię konwencją wychodzenia z cienia zależności społecznej kobiet od mężczyzn. Można powiedzieć, że kobiety zrobiły ostatnio wielki postęp w byciu sobą. Jak mają ochotę to podkreślać, obwieszczać, stawać się boginiami, ucieleśniać Matkę Ziemię, niech tak robią, coś sobie tym rekompensują, pamięć przeszłych pokoleń pewnie im doskwiera. To samo robili mężczyźni przez wieki przedkładając męski punkt widzenia na świat przed żeńskim. Dla mnie te dwa obszary się doskonale uzupełniają i nie byłabym również dumna wcale będąc mężczyzną, nawet jeśli miałabym większą niż obecnie siłę sprawczą, jaką daje patriarchalne społeczeństwo. W ogóle mężczyznom też nie jest lekko tkwić w dumie bycia facetem, w odnalezieniu się w systemie, gdzie się trzeba sprawdzić na wielu polach i nie wycofać się, utrzymać na fali, bo bagienko frajerów jest chłonne. Więc może warto rozważyć i z ich strony, żeby nie popadać w macki bycia dumnym ze swojej płci, kariery, rodziny, kraju, historii, wyczynów sportowych, wyglądu i możliwości seksualnych. To samo kobiety, ale w innej kolejności.
Dla porządku, lubię się dobrze ubrać, tańczę na obcasach, czeszę się i noszę kolczyki, chodzę dość mocno ruszając biodrami. Jestem kobietą, mam piersi, głowę i szyję, mam nogi, ręce, widzę i słyszę. Robię różne wybrane przez siebie rzeczy, niektóre lepiej niż inni, inne gorzej od nich. Nie oceniam się w tym. Lubię spodnie i nie maluję się, bo mnie tusz gryzie w oczy. Ale czasem machnę sobie coś dla szyku i wiem dlaczego. Nie oceniam się w tym. Jak widzę kobietę w rozciągniętym swetrze i trampkach to nie zakładam, że nie jest skomunikowana ze swoją kobiecością, bo może wyszła wyprowadzić psa, albo myśli nad kolejną teorią unifikacji wszystkiego i nie ma czasu zadbać o swój look. Nie oceniam. Jak babeczka będzie chciała się ze swoją kobiecością wywnętrzyć to to zrobi, albo i nie. Niech sobie człowiek wygląda jak chce, czy ma piersi, czy nie. Jaki dramat mają kobiety po mastektomii podświadomie zaprogramowane na posiadanie piersi, jako kobiecej dumy, I po co tak się w tę dumę wbijać? Opadną, zaleją się mlekiem znienacka w kinie po zostawieniu dziecka w domu, są miłe w dotyku, kiedy trzeba, albo użyteczne, jak noga i ręka. Służą do różnych celów, jak to ludzkie ciało. Naturalne.
Duma z rzeczy zupełnie oczywistych nas zniewala. Bez powodu do dumy, stajemy się narażeni na nieakceptację, odrzucając siebie. Bez nogi, ładnej buzi, bez pracy, bez kariery, bez dzieci, bez narodu za plecami, bez dokonań, dyplomów, bez wiedzy, bez poklasku. Nie ma co być dumnym z rzeczy naturalnych, ale najtrudniej zobaczyć, że wszystkie rzeczy jakie mamy, robimy, są naturalne i pozwolić sobie na brak dumy, na brak oceny w świecie naznaczonym schodkami, ty wyżej, ty niżej pod jakimś względem. Jesteśmy niewolnikami tych schodków, tej hierarchii znaczenia. Sami ją tworzymy i sami się na nią łapiemy. Dlatego ostatnio nie jestem dumna, ani trochę z siebie i nie mówię moim dzieciom o dumie, żeby ich zawczasu nie pętać. Niech bez mojego oceniania, dumy i pogardy, co jako przeciwieństwo wyłania się z cienia dumy, idą jak najbardziej wolne. Bardzo to polecam do praktykowania, nie tyle na dzieciach, co najpierw na sobie.