Dziś, pierwszy raz w życiu, poczułam, że wszystkie uczucia są piękne. Jako istoty ziemskie przychodzimy na świat, aby doświadczać uczuć. Ja w każdym razie właśnie po to przyszłam. Wszystkich uczuć, bez wyjątku, od rozpaczy i uczucia głębokiej straty, po miłość i ekstazę. Zawsze głęboko wchodziłam w uczucia, mocno je czułam. Byłam jak magnes na nie, przylepiały się, a ja próbowałam się od nich opędzać. Bez skutku. Ale niekiedy zanurzałam się w nich cała, aż do utraty tchu.
Ludzie sądzą, że tylko te tzw. „dobre” uczucia należy przeżywać, te „złe” należy z siebie wyrzucać, co często prowadzi do zaprzeczania. A zaprzeczone uczucie wraca jak bumerang. W swojej książce „Teoria uwalniania” David R. Hawkins pokazuje metodę odpuszczania uczuć, pozwala im płynąć, by te, nie karmione naszym wewnętrznym oporem, uczucia z dolnej półki, jak gniew, apatia, zazdrość czy wstyd, ginęły. Same z siebie. To dobra metoda. Pozwalać na istnienie w sobie wielu, również destrukcyjnych uczuć, by mogły przyjść i już z przyjściem ich nie blokować, potem dać im przepłynąć przez nas i na koniec odejść. Prawda jakie to proste? Uwalniamy się w ten sposób od lęku, nienawiści, poczucia straty, żalu, robiąc miejsce dla wzniosłych uczuć współczucia, spokoju, radości, miłości. Zgadzam się z Hawkinsem, warto pozwalać uczuciom przechodzić przez nas, by nas te wyparte i osadzone gdzieś w przestrzeni ciała nie atakowały znienacka.
Dziś jednak poczułam zupełnie nagle kolejną warstwę analizy uczuć. Od jakiegoś czasu przeżywałam bardzo skrajne uczucia, w spektrum których mieściło się tak wiele emocji, że można by z łatwością dostrzec we mnie objawy dwubiegunowości. A jednak nie zwariowałam a doświadczyłam czegoś na pozór prostego, że po każdej emocji ciągnącej mnie w stronę rozpaczy, zagubienia, pojawia się silne pełne uczucie radości, błogości i szczęścia. Jakby dla uzupełnienia komplementarnego świata, który jest dwoisty, bo każda energia jest jednocześnie i falą i cząstką, i dlatego im silniejsza emocja z dolnej gamy uczuć, tym potem silniejsze jej uzupełnienie.
Nie chodzi tylko o intensywność, ale przede wszystkim i powód tego przeżywania. Jestem człowiekiem. Przeżywam co chwilę, emocje lekkie, mocne, wznoszące i pikujące. Jestem jak doskonały instrument do przeżywania. Mam wielkie mocne serce, by podołać wyzwaniu przeżycia uczuć z całej gamy ludzkich doświadczeń. Pomyślcie tylko, jak słabo cieszą się ludzie o małych sercach. Cóż z tego, że nie mają zbyt wielu zmartwień, że nie są podatni na smutek, zwątpienie, jeśli nie mogą w pełni przeżywać tego po co, moim zdaniem, trafili na ziemię.
Nie w tym jednak sztuka, aby oddać się uczuciom i emocjom jak żagiel na wietrze, ale by ich energię umieć wykorzystać i płynąć tam gdzie nas prowadzi serce. Kiedy czuję smutek, piszę, kiedy czuję pożądanie kocham się, kiedy czuję ciekawość czytam i szukam, kiedy czuję radość śmieję się, kiedy czuję żal, płaczę, nie tłumię, nie przeinaczam emocji, nie chojraczę, że mnie to nie bierze. Oj, bierze i to jak, ale pozwalam wybrzmieć każdej wysokiej i niskiej emocji jak nucie w sonacie. I wtedy czuję pełnię, życia i uczuć w sobie, pełnię godności mojego człowieczeństwa w całej krasie, od śmiechu, do łez. Piękną operę pisze moje życie emocjami 🙂
I na tym można by właściwie postawić dużą kropkę, ale dziś wyjątkowo poczułam, jak żal i strata stają w innym świetle. Hawkins pogrupował emocje na te „lepsze” i te „gorsze”. Sumarycznie lepiej mieć te lepsze, a gorsze uwalniać, niech znikają. Może jestem jakimś dziwnym egzemplarzem istoty ludzkiej, ale ja czuję, że nie ma lepszych i gorszych emocji. Wszystkie we mnie są równe. To, że przy pewnych czuję się lepiej, cóż …, kto się nie czuję lepiej jak mu strzelają endorfiny? Fizyko-chemicznie jesteśmy zaprogramowani na czucie się lepiej przy tych dla nas z jakichś powodów właściwych uczuć orbitujących w pobliżu miłości. Ale, i nie mylić tego z masochizmem albo innym –izmem, odkryłam, że ja mam inaczej. Ja przeżywam od niedawna każdą emocję i uczucie wyjątkowo. Przyjmuję je jednakowo i czuję w każdej niezwykłe piękno. W smutku, radości, żalu, miłości, gniewie i czułości, w każdej widzę niezwykłość ludzkiego odczuwania. Wyjątkowość i dar, do zgłębiania siebie, swoich motywów, bo emocje są jak znaki na mapie naszego JA. Dają nam głębokie zrozumienie naszej człowieczej natury, i dlatego nie powinniśmy się pozbywać, przez ich blokowanie, wypieranie, tego co staje się częścią naszej drogi, narzędziem do jej poznawania. Mózg jest ograniczony, emocje, uczucia mieszczą w sobie tysiące wyrażonych bądź ukrytych myśli. Nie musimy ich znać wszystkich, ale czuć powinniśmy. Czuć sercem, które jest prostym drogowskazem. Moje wskazało już dawno na przeżywanie wszystkiego co przychodzi i na pozwalanie, poszerzanie go i wspieranie w wysiłkach zrozumienia dokąd zmierzam. Nie po to, by cel osiągnąć, ale po to by czuć po drodze wszystkie kamienie i słońce rozpostarte nad szlakiem, a czasem księżyc, każde źdźbło trawy na stopie i zapach pajęczyn. Wszystko co mi zgotuje człowiek i natura, wszechświat, gdy przez niego idę.
Jestem człowiekiem, więc czuję, … i tego się nie wstydzę.