Ludzie generalnie kochają radzić innym ludziom. Nie będę się rozwodzić nad tym, że niektórzy wręcz rozkoszują się radzeniem tym, których uważają za słabych i pogubionych. Widząc z boku czyjeś istnienie w świecie łatwo, zdawałoby się, radzić jak żyć tym, na których się patrzy przez pryzmat własnych doświadczeń. Pozornie podkreślam, to proste. Kiedy widzę, jak ktoś się miota w sytuacji, którą sama przerobiłam, mogę pomóc, ale … i tu pojawia się prawdziwa tajemnica radzenia, nie mogę wchodzić do czyjegoś życia z impetem nieomylności i pychy: „Ja wiem.” Bo nie wiem. Nie jestem tym kimś.
Przyszła do mnie kiedyś osoba, która się o mnie martwiła. To co mi potem zrobiła z głową to zakrawa na wymuszenie. Wbiła w moją ziemię młot pneumatyczny i dalej trząść moim fundamentem. Taka osoba, nawet jeśli ma dobre intencje, robi więcej szkody niż pożytku. Co zrobić, żeby pomóc? Można, ale nie trzeba, bo nie każdemu i nie każdy może pomóc, przyjść z miłością i otoczyć opieką, i zrozumieniem. Nawet jeśli widzimy błędy w czyimś działaniu i wiemy, jak sami wydostalibyśmy się z tej matni, nie sądźmy próżnie, że ktoś inny weźmie nasze doświadczenie. Ono może nie grać z jego przeznaczeniem, temperamentem, wibracją emocji i sytuacją w jakiej jest. Ten ktoś w moim życiu wszedł z dąsem, że ja nie wiem, jak się wydostać, jak działać i pretensją, że nie robię co każe. To najgorsze co można zrobić, jeśli się chce komuś pomóc, pokazać mu, że jest słaby i wmówić mu swoją siłę.
Teraz wiem, że tamten człowiek łatał na moim gruncie swoje małe poczucie własnej wartości i potrzebę wzbicia się do czegoś, co uważał za wielkość. Ja go nie oskarżam, bo go rozumiem. Rozumiem też tych co przyszli mi jawnie zaszkodzić. Uczyli mnie asertywności. Ten człowiek nie chciał mi zaszkodzić, wiem, że nie rozumiał swoich słabości. Mówiąc jego słowami: ”Nie widział mnie, nie odkrywał.” Tylko chciał przyłożyć do miary, jaką stworzył w swojej własnej głowie, do formy, jaką mi przeznaczył. Ale ja jestem inna niż czyjekolwiek wyobrażenie o mnie. Jestem oryginałem w swojej mierze i nikt, kto przychodzi, nawet w dobrej wierze, nie powinien w swej pysze usiłować mnie kształtować. Ja wiem jak wyglądam, i nawet jeśli nie do końca widzę wszystkie swoje zakamarki, chcę je odkryć sama i sama odszyfrować ucząc się z miłością od innych, którzy przychodzą z troską, lecz w pokorze. Dlatego sama, nie wymagam od ludzi, by się zmienili na obraz z mojej głowy. Oni też są wyjątkowi i wbrew pozorom, więcej o sobie wiedzą, niż my widzimy. Dawajmy im więcej siły do odkrywania siebie, przez miłość, wsparcie, zrozumienie, by trafili, pełni ufności w świat i w nas do sedna swojej mądrości. Tylko w ten sposób odkryją w pełni to, co my możemy widzieć nie do końca w całości, z filtrem naszego braku, albo pragnienia w niewłaściwy sposób. Świat się odmienia nie przez dokręcanie śrubek ludziom do oporu i przystrzyganie osobowości do naszych potrzeb i marzeń, ale poprzez pozwalanie na wzrastanie i zachwyt nad każdym liściem i pąkiem, który taka osoba wznosi do światła w sobie. I robi to w pełnym poczuciu wolności, bo wolność w zmianie, kształtowaniu osobowości jest gwarantem jej stabilności.