O miłości prawdziwej

Prawdziwej miłości nie da się opisać. Jest tak oczywista i mocna, a jednocześnie przejrzysta. Miłość wypromieniowuje z serca na otoczenie i zmienia je, tak jak nas zmienia, dogłębnie. Mam taką teorię, że ludzie tak kochają innych, jak kochają siebie. Jeśli bardzo łakną od kogoś miłości, nie mogą się obejść bez niej, wciąż im brak z zewnątrz potwierdzeń, albo marzą i czekają na prawdziwą miłość, tak naprawdę nie czują jej w sobie dostatecznie.
W miłości zawiera się pojęcie nieskończoności. Kiedy kochasz, każdy aspekt życia, intencje są podporządkowane miłości. Przenoszenie gór czy sięganie nieba nie wydaje się nierealne. Kiedy ktoś nas zachwyca, kochamy go całym sercem, wszystko jest najpiękniejsze, jasne, goją się stare rany, sprawy do wybaczenia i błędy, bo kochamy i to nas przepełnia. Nie ma w nas miejsca na smutki i żale, na zastałe bóle i złogi. Czyścimy miłością wszystko w sobie, i stół i kuchnię i podłogi. Aż pewnego dnia staje się jasno i przestronnie. Miłość się rozgaszcza i świeci w nas od tej pory tym, co w nas dobre. Dlatego warto mieć w sobie coś dobrego, żeby mogło świecić i zarażać dobrem inne aspekty naszej osobowości, jak wzbudzanie uczynności, uprzejmość, pogoda ducha i inne objawy wszelkiej pozytywnej energii.
Kochając ludzi, kochamy siebie bardziej i pozwalamy sobie na odpuszczenie tego, co było dla nas niewybaczalne, co nam szkodziło. Często zakopane i zapomniane. Wybaczamy, a wybaczając wracamy do siebie mocni, piękni, swobodni. Miłość prawdziwa roznosi się jak ogień w lesie. Miłość do ludzi, do idei, do pasji, do życia, do biedronek i paproci, do smętnych melodii i tańca, do patrzenia na niebo rozświetlone blaskiem księżyca.
Miłość prawdziwa nie odchodzi. Zostaje w nas na zawsze. Nie boli brakiem tego kto był jej współtowarzyszem. Zostawia po sobie najcudowniejsze wyobrażenia o głębi ludzkiego pojmowania i życia. Daje nadzieję, na to, co po tym życiu, co po nas pozostaje. W moim odczuciu, jesteśmy z miłości zbudowani, nie tylko dlatego, że kiedyś ktoś, być może przez chwilę, albo lata całe kogoś kochał abyśmy powstali. Miłość nas stworzyła, a życie jest jak specyficzne równanie na to kim się stajemy. Zawsze jednak, jak po nitce do kłębka, możemy wrócić do tego czym byliśmy na początku, zanim nas przepchnięto przez trudy życia. Warto wracać do tej czystej energii. Ona jest jak czuwający nad nami anioł. Nie ocenia nas, nie kształtuje, nie stawia wymagań do kochania nas takimi jakimi jesteśmy. Każdy inaczej ją nazywa. Miłość własna, pierwiastek życia, dusza, Bóg, źródło nieskończonej energii. Ja się nie koncentruję na nazwach. Mnie miłość wystarcza. Miłość prawdziwa, bo miłość jaką jakiej doświadczam, zawsze jest prawdziwa.
Kiedy kocham taką miłością, niczego od człowieka nie wymagam. Niech będzie sobą, niech idzie własną drogą do szczęścia. Cieszy mnie każdy krok i każdy śmiech w jego życiu, każda refleksja. Tak kocham ludzi mi bliskich. Nie oceniam ich, nie mówię, że są jakieś warunki, które muszą spełnić, żebym ich kochała. Cała ja. Zawsze to o sobie wiedziałam. Nie jest to miłość z ckliwej historii miłosnej prosto z Hollywood, ani ze skomplikowanego życia celebrytów. Bo miłość jest prosta, kiedy jest i zazwyczaj, jest łatwa do wykrycia w sercu.
Czym jest więc ból po rozstaniu, albo w trakcie związku? Nieporozumieniem z samym sobą. Kiedy kochasz nie możesz cierpieć przez kogoś. Nie oznacza to, że kiedy ktoś cię rani np. fizycznie musisz się na to narażać, ale z miłością możesz odejść, bo miłość wyzwala zrozumienie sytuacji. Czasem trzeba nam cierpienia do ujrzenia pewnych naszych autodestrukcyjnych reakcji. Cierpienie nie jest składnikiem miłości, cierpienie jest objawem jej braku w nas samych. Kochając wystarczająco siebie nie musimy się obawiać ani ran zadanych przez kogoś, ani bólu straty. Miłość własna nas chroni jak włókno węglowe, albo tytanowa zbroja, albo raczej powoduje, że dla ciosu stajemy się niedotykalni. To takie proste i zarazem takie trudne, aby skompletować siebie na tyle, by nas nikt nie ranił. Szczególnie w miłości kiedy się odkrywamy z najbardziej strzeżonymi rejonami serca i osobowości. Tylko miłość daję taką okazję na weryfikację tego co naprawdę w nas jest. Kochać znaczy ryzykować, bo kto wie, czy na miłość jesteśmy gotowi? Czy jesteśmy gotowi na tę konfrontację z samymi sobą? Miłość głęboka wydobywa z nas wszelkie skrajności. Odwagę i strach, śmiech i nostalgię, ekstazę i bezwład. Daje nam to możliwość przejścia, nauczenia się co dla nas samych jest uleczalne, co nas buduje, a co dociska do ziemi. Czym możemy powalać mury zwątpienia, a czym z finezją malować najwierniejsze piękno. Miłość jest przebiciem do tego co poza nami, do uniwersalnego dobra, światłości umysłu. Miłość nie rani, ranimy się sami, zaciskając palce na sznurku, który ma ją do nas przywiązać. Miłości nie da się zamknąć w klatce pragnień, korzyści, przyzwyczajeń. Ona musi latać wolna. Tylko wtedy daje szczęście i przyświeca naszemu życiu. Jeśli kochasz cierpiąc, pokochaj siebie bardziej. Znajdź te miejsca, które cierpienie warunkują i napraw, a pewnego dnia poczujesz skrzydła. Skrzydła miłości, które cię unoszą i pomyślisz, że to takie naturalne. Tak właśnie miało być, że to było oczywiste. I ze spokojem, w ciszy, bez wysiłku oddasz swoje życie, swój wiatr i kierunek mądrej sile prawdziwej miłości.