Długo nie pisałam. Kolega mnie dopingował, ale brakło mi czasu. Swoją drogą miło było się dowiedzieć jak wielu panów czyta moje wpisy. Życie potrafi zaskoczyć, bo sądziłam, że piszę bardziej dla kobiet. Widać się myliłam. Tematów za to w brud. Nie sposób nadążyć. Odpuszczam zatem i wpisuję tylko wtedy, kiedy akurat coś mnie na tyle poruszy, że nie mam wyjścia i chcę się zmierzyć. Wtedy siadam i piszę.
Zobaczyłam zdjęcie. Nie jest do końca ważne jakie. Zobaczyłam i poczułam zazdrość. Tak się dzieje. Zwyczajne, ludzkie emocje. Postanowiłam pokopać w sobie, czego zazdroszczę. Zazdrość ma swoją dobrą stronę. Widać po niej, czego sobie nie dajemy, a chcemy mieć. I tylko taką funkcję ma zazdrość. Żadną inną. Zazdrość nie jest sama w sobie żadną wartością, jedynie bodźcem, jak wszystkie emocje. Kiedy się pojawia, czujemy. Nie ma co się jej wypierać, udawać, że jesteśmy tacy cnotliwie miłujący wszystkich i nie zazdrośni, broń nas Boże, od zła zazdrości. Zazdrość to informacja, gdzie nam brak, bo czasem sobie nie uświadamiamy, że czegoś chcemy, ba … pragniemy. Często ludzie wypierają ten brak. Mnie tam niepotrzebny ten maybach, futro, praca w ciekawej firmie, prestiż, dziecko, order, ładne nogi, kumpela, podróże w fajnym towarzystwie, seks, wygodny fotel, ciekawe spostrzeżenia do wygłoszenia. Cały worek mi się wysypał różnych rzeczy, jakich człowiek może pragnąć. Spokoju na ten przykład, miłości i bliskości, poukładanych spraw, cierpliwego słuchacza, wyrozumiałej partnerki, ciszy, albo śmiechu.
I kiedy czegoś brak, pojawia się zazdrość, jak znak, że tu chcemy. Zazdrość jest sygnałem z wnętrza, światłem, dzięki któremu możemy się przyjrzeć i zdecydować co dalej, czy bez tego, czego brak naprawdę chcemy iść, czy może zatrzymamy się i rozejrzymy, gdzie to dają i za ile. W zazdrości nie chodzi o koncentrację na tych co mają, oni tylko symbolizują nasz brak. Są jak obraz, który nam się jawi, żeby nam było łatwiej wychwycić te braki. Za wszelkie zaś braki odpowiadamy sami. Czasem są to konsekwencje poprzednich wyborów. Czasem tego, że nie czujemy, że zasługujemy na pewne rzeczy. Zazdrość uczy nas czego nie wzięliśmy, bo wszystko jest dostępne, ale wielu rzeczy nie dostrzegamy. To nie znaczy, że futra po kryjomu leżą w supermarkecie za free, albo pod domem stoją niewidzialne samochody. Niekiedy zdarza się, że dostaniemy dobrą propozycję pracy, ofertę kupna, albo spotkamy ciekawego człowieka, który zmienia nasz punkt widzenia na życie, ale zbyt mocno się opieramy zmianom i nie bierzemy tej okazji. Wolimy się wycofać w to, co znamy. Potem oczywiście żałujemy i zazdrościmy tym co mają, bo czujemy, że sami nie mieliśmy odwagi wziąć tej pracy, oferty, człowieka.
Zazdrość nie jest też po to, by się w niej spalać. Można w niej utknąć, na długie lata, ale wtedy traci ona swój informacyjny sens. Ludzie trawieni zazdrością, jak chorobą, próbują odcinać się od niej na różne sposoby. Na przykład przez wyśmianie tego, czego im brak, a co mają inni. Albo poprzez wyparcie, że im nie potrzeba takich zbytków. Na koniec poprzez fizyczne odcięcie się od tych co mają, żeby nie stykać się z brakiem zbyt często. Życie jednak nigdy z nas nie rezygnuje i podtyka coraz to nowe sytuacje, ludzi, żebyśmy mogli konfrontować się ze swoimi brakami, z zazdrością. Dlatego nie da się od niej uciec, nie ma zresztą po co. Wystarczy ją wpuścić do serca, a ona pokaże czego nam brak i nawet jeśli wzbudzi łzy, ból, smutek, zwątpienie, pokaże nam, gdzie jesteśmy. Jak o siebie dbamy, czy dajemy sobie uwagę, bliskość, spokój, wytchnienie, spontaniczność w życiu, czy raczej tkwimy w marazmie codzienności, jaka dawno już nas nie cieszy. A może właśnie codzienna monotonia to potrzeba, jakiej dla siebie nie spełniamy?
Mamy różne potrzeby i różne strategie ich zapewniania. Czasem coś kupujemy, negocjujemy, czasem wystarczy się zdecydować i wziąć, bo leży i czeka. Zazdrość boli, bo odsłania naszą niemoc w podjęciu tego, czego chcemy. Wydaje nam się, że to niesprawiedliwe, że ktoś ma, gdzieś coś się dzieje, a my jesteśmy tego pozbawieni. Największą iluzją umysłu w zazdrości jest to, że ci co mają, są absolutnie szczęśliwi, w przeciwieństwie do nas, bez tej wartości. To nie jest prawda, ale zazdrość tak działa, idealizuje obraz, bo go wyostrzyć, byśmy mogli dostrzec szczegóły tego braku i zobaczyli jak, i dlaczego nie dajemy sobie tej właśnie rzeczy.
Jak mam sobie dać maybacha, ktoś powie? A może nie w maybachu brak, czyli problem. Odkryłam, że potrzebuję samochodu, tak jest mi wygodniej, a na razie nie mam. Czyli brak mi komfortu jeżdżenia. Mogę to sobie dać, chociaż jeszcze nie teraz. Kiedy opadają emocje zazdrości i skupimy się na tym, czego chcemy, okazuje się, że nie chodziło o podróż do tropików, a o pokazanie się, prestiż, którego akurat nam w życiu brakuje, gdy nasze poczucie wartości pikuje w dół. Nie chodzi o mięśnie kolegi prezentowane na zdjęciach, ale o wzrok żony, która to zdjęcie komentowała. I jeśli zatniemy się na zazdrości, utkniemy w złudzeniu, że o podróż chodzi, albo o wygląd. O nowe dziecko, albo posadę. Przegapimy sedno sprawy. Chodzi zawsze o coś więcej, głębiej, i za tym idą ci, co umieją zazdrość przeżyć nie zatrzymując się na niej. I po takim szczerym przeżyciu zazdrości facet, co zazdrościł bicków koledze, wbije się w dres i poćwiczy, albo znajdzie inną partnerkę, co tych bicków nie chce, zamiast palić się w zazdrości bez celu, zajadając ją chipsami.
I tak sobie siedzę i zazdroszczę, zupełnie świadomie, wielu rzeczy innym. Nie twierdzę, że mam dostatecznie dobre życie, że to nie ładnie zazdrościć. Zazdroszczę, bo wtedy patrzę i widzę, a jak zobaczę czego naprawdę chcę, to za tym idę i, jak się da, to sobie daję. Najwyżej poczekam, trochę pozazdroszczę jeszcze, albo zapomnę po drodze, że czegoś tam chciałam, bo dostanę coś innego, co odsłoni mi iluzję np. maybacha. Tak bywa, że pewne potrzeby są całkiem urojone, jak futro z norek, a inne całkiem niezastąpione, jak miłość i akceptacja drugiego człowieka. I do tego właśnie dochodzę, kiedy poprzez zazdrość komunikuję się ze sobą. Widzicie jak coś pozornie złego może zwiększyć naszą świadomość? Wszelkie emocje to sygnały z naszego wnętrza. Idźmy za nimi, bo one prowadzą nas prosto tam, gdzie na nas czeka, prawdziwa ja, prawdziwy ty.