Długo się wahałam, czy pisać o wojnie, nie dlatego, że to taki gorący temat i wszędzie o nim trąbią, a każdy staje się ekspertem od strategii międzynarodowej, ale dlatego, że nie lubię podsycać niewłaściwych idei. A wojna, jej idea, tak czy siak, jest podsycana i karmi się naszą wzmożoną uwagą. Chciałabym wyraźnie zaznaczyć, że czym innym jest przyjmowanie faktów o wydarzeniach, a czym innym popadanie w emocje wzbudzane tymi faktami, więc kiedy czujemy słuszny gniew, że ludzie tam gdzieś giną, za absolutną niewinność, jedyne co możemy realnie zrobić, to nie dać się ponieść temu gniewowi tam, gdzie wcale nie chcemy, by nas ta emocja zaprowadziła, w nienawiść, w chęć odwetu, a nawet masakry, w strach i panikę, ze wszystkim tym nieracjonalnym, co za głębokimi emocjami stoi i prowadzi do nieprzemyślanych, nierozsądnych działań, bo kompletnie zaślepia.
Nie jestem strategiem, ani specjalistą od stosunków ze Wschodem, dlatego nie wtrącam się do dyskusji co, i jak należy zrobić w sytuacji ewidentnej agresji Rosji na Ukrainę, ale nie zamykam też oczu i nie piszę, że liczę na to, że naród rosyjski się obudzi, bo to świadczyłoby o mojej wierze w magiczne siły, które nie mają żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Czytam co piszą specjaliści i ludzie, którzy tam, w Rosji, żyli, niektórzy nawet znali Putina, na tyle, na ile ten fasadowy człowiek dał się poznać. Nikt z nich nie potwierdza szczerych nadziei na zmiany w tamtejszej polityce, w której tradycje przywódcze z sukcesem stworzyli podczas najazdów mongolskich władcy psychopatyczni, z taką samą obojętnością zabijający nie swoich, co swoich. I charakter tej władzy nie zmienił się od tamtych zamierzchłych czasów, nie dlatego, że nikt Rosjanom nie wytłumaczył, ani nie są w stanie zobaczyć, że mogą wybrać charyzmatycznego mądrego przywódcę, który pociągnie ich kreatywny naród w nowe czasy, ale, że oni nie mają w swojej świadomości zbiorowej żadnych innych doświadczeń na temat władzy. Cyklicznie, ze sztucznie podsycanego strachu, wybierają okrutne, ale znajome wzorce, zaburzone persony na swoich absolutnych władców, zachowując pamięć ich rządów, w tym morderczych podbojów i wewnętrznych, krwawych czystek, jako „wiek złoty”. I dopóki to się nie zmieni, nie ma co marzyć w nadziei na przełom ich świadomości, a żaden medialny przekaz społeczny, nawet globalny , żaden intelektualny dyskurs, ani fotografie zabitych dzieci podsyłane matkom żołnierzy, tego nie zmienią. Tam, gdzie panuje zbiorowy mit, o tym, że bezpieczeństwo daje tylko morderca, którego wszyscy się boją, zwłaszcza krajanie, tam nie ma miejsca na fakty, rozsądek i na zmianę.
Nasuwa się proste pytanie, raczej nie do mnie, a do tych co zjedli na polityce światowej zęby, co w takim razie może zmienić imperialne zapędy Rosji? Nie wiem. Ale w całej tej napiętej sytuacji, która jest bardzo dotkliwą lekcją dla świata, warto się przyjrzeć, kogo sami wybieramy, skoro tak dotkliwie oceniliśmy wybór rosyjskiego narodu. Jakie osoby są u władzy w innych krajach, w Europie, w Azji, w Ameryce, w Afryce, w Australii? Przyjrzyjmy się temu na spokojnie, zobaczmy, jak z lekkością oddajemy odpowiedzialność politykom o narcystycznych zapędach do władzy, jakim nie powierzylibyśmy osobiście na tydzień samochodu, a co dopiero opieki nad kotem, albo psem. Z jakich magicznych powodów uznajemy, że są odpowiedni do odpowiedzialności za nasz dobrobyt, nasz rozwój, naszą przyszłość? Dlaczego z taką rezygnacją przechodzimy nad powszechnym przekonaniem, że w końcu wszyscy oni są skorumpowani i nie mamy na to wpływu, że tak jest. Może jednak ten wpływ mamy? Na pewno mamy wpływ na to, czego uczymy nasze dzieci. Mamy wpływ angażując się w lokalnej społeczności, mamy wybór przy urnach, mamy wpływ na to, co mówimy innym, mamy wybór myśleć, kiedy zalewa nas propaganda medialna. Ludzi poznaje się po owocach ich działań, a nie po strzelistych słowach na wiecach i w wywiadach. Dlaczego czcimy misterne maski w pozłacanych czasach celebrytów, zamiast autentycznej niedoskonałości, w której tkwi ludzkie piękno, bo stoi za tą niedoskonałością prawda?
Co do wojny i moich odczuć, zachowałam spokój. Chwilę się pobałam, czy moim dzieciom nic nie zagraża i jak mogę im pomóc. To jest mój zasięg, i odpowiedzialności, i wpływu. Popomagałam tam, gdzie czułam, że robię to najefektywniej, ale w dbałości o swój spokój i swojego otoczenia, nie lecąc na poświęcającego się bohatera, który spala się w ratowaniu świata. Wyczerpany człowiek nie myśli racjonalnie, jest słabym obrońcą tych, co uciekają przed wojną. A uchodźcy liczą na nasz spokój i racjonalną pomoc. To przywróci im siłę i wiarę w normalność.
Jeśli jednak ktoś się musi spalić w gniewie i nienawiści do Rosji, albo Putina, to proszę mi wierzyć, siła rażenia tego uczucia kończy się na naszym podwórku. Ani Rosja, ani Putin nie zostaną odczarowane przez nasz wspólny gniew. Putin na tym właśnie gra, na zaślepieniu emocjami, na naszym martyrologicznym nastawieniu do zbawiania świata i innych pogubionych, w naszym mniemaniu, nacji. Stąd taka łatwość manipulacji, taka łatwość wzbudzania naszego zaślepienia. To jest gra, w której Putin chce nami kierować z drugiego, psychospołecznego planu. Liczy na pospolite ruszenia, na nieprzemyślane oburzenia w dyplomacji, na nasze dziecięce tupanie nóżkami. A nam potrzeba dojrzałości w nieangażowaniu się w tę grę, w nierzucaniu pionkami w przeciwnika, a zejście z pola bez utraty energii. Nieangażowanie polega na tym, żeby nie podburzać, nie wyolbrzymiać, trzymać się faktów i umieć nimi zarządzać. Pomóc uciekającym, wesprzeć ludność cywilną, siebie i wszystkich przybyłych do naszego gościnnego kraju obronić na naszym terytorium, jeśli coś nam zagrozi. Rozważyć fakty, a nie mity, stworzyć inteligentną politykę budowania przyszłości w tym szczególnym geograficznie miejscu, nie ideologicznie, nie z agresja i, co chyba najważniejsze, wytrwać przy swoim. Nie wdawać się ani w kłótnie, ani w kompromisy, jeśli łamią nasze poczucie bezpieczeństwa. Nie wychodzić z pozycji ofiary oczekując ratunku, albo wyniosłego w swoim męczeństwie bohaterstwa, ale … szukając drogi środka, mistrzowskiej drogi. Stać nas na to, zapewniam was. Nawet jeśli teraz nie w pełni nam się ona uda, to jest właściwy kierunek dla przyszłych pokoleń. Ale żeby tego dokonać, trzeba znaleźć drogę środka w sobie, osobiście, i na poważnie dojrzeć.
Wojna weszła mi do domu z przyjacielem Syna, którego tata w drugim dniu wojny dostał powołanie do ukraińskiego wojska. To było dla mnie tak irracjonalne, że trudno uwierzyć. Od tej pory widzę tę wojnę jako wyzwanie dla swojej własnej racjonalności, nie karmienia świszczących od emocji idei, ale prawdziwego rozeznania się w sytuacji, zobaczenia nawet najokrutniejszych faktów, czy najgłupszych decyzji, żeby na tej bazie podjąć najwłaściwsze, racjonalne działanie. I jednocześnie uczę się weryfikacji, czy mam prawo osądzać innych w ich zaślepieniu, jeśli nie wyjdę z własnego w kierunku prawdy? A uniwersalna prawda, czyli fakt, jest taki, że na wojnach giną biedni, a zyskują bogaci. Dlatego zamiast lecieć z szabelką na znienawidzonych pomieszanych ideologicznie ludzi dowolnej maści, warto zdjąć własne buty ideologii i przez chwilę pochodzić boso, bez bagażu wpojonych nam patriotycznych teorii, i może się okazać, że dojdziemy wtedy do własnych, zaskakujących wniosków nie mających nic wspólnego z ogólnie i szumnie przyjętymi przekonaniami dowolnej strony. I to podjęcie samodzielnego myślenia, ta wolność, pozwoli nam na wyjście z gry, która nas, ludzi na świecie, rozgrywa, a bynajmniej nie rozgrywa w żadnym naszym interesie, w żadnym aspekcie naszego wyjątkowego życia.