Zwalniam

Zwalniam. Pozwoliłam sobie na spokój i na „niepośpiech”. To co mam zrobić i tak przyjdzie, wtoczy się z czasem do mojego życia. Nie wyprzedzam tego martwieniem się, planami, zasiekami na wszelkie trudności, nie przygotowuję na zapas. Jakby przestrzeń i czas przestały mnie porywać ze sobą w przyszłość. Czasem aż zawisam i mam wtedy niezwykłą ostrość widzenia spraw, jak w tej chwili na przykład. Widzę gdzie byłam, gdzie jestem, widzę prawdopodobieństwo tego gdzie będę. Nie ścigam się z przyszłością, nie oczekuję na nią. Po prostu jestem. Jasność widzenia mówi mi, że tak nie będzie zawsze, że będę jeszcze dążyłą, jeszcze będę oczekiwała, ale nie martwię się tym. W tej chwili jest taka właśnie magiczna równowaga, że nawet moja popsuta klawiatura się nie zacina. Jakbym oswoiła przestrzeń i czas, materię i energię. Nie potrzebuję niczego i doskonale wiem kim jestem.
Świat przejawia się w tak wielu aspektach, jak światło w częstotliwościach. Dążymy do czegoś co nas wabi, kieruje naszymi wyborami i często jesteśmy sfrustrowani, że przy wielu próbach nie osiągnęliśmy tego, do czego sięgamy. A ja wiem, że nie ma we mnie już pragnień do wypełnienia. Doszłam do uwolnienia od siebie. To się zdarza, jak powrót do nieskończonej miłości do siebie, bezwarunkowej akceptacji wszystkiego, w czym się wyraża moja egzystencja. Traktuję to jak dar, że docieram do tak głębokiego zrozumienia natury otaczającego mnie świata. Połączenia umysłu, ducha i ciała, pozornie oddzielonych od siebie.
Kiedyś wrócę do regularnych spraw, nie zaniedbuję niczego. Ważę każdy ruch, słowo, jakbym widziała większą liczbę połączeń między zdarzeniami. Jak impulsy dawkowanej energii sunące między punktami w czasoprzestrzeni. Wkładam umiejętnie palce w struny współistnieniących wszechświatów przenikających się z moim i oddzielam to, czego chcę od tego, czego nie chcę, a jest to proste w tym stanie istnienia przy obecności ogromnego zaufania do siebie. Plotę rzeczywistość, stany, piki i spadki, w zgodzie na prawa, jakie kierują tę energię światła. Ciemność tężeje i wydaje najgłębszy, magiczny dźwięk kiedy energia zmienia się w materię. Nie tworzę na próżno, ale dla siebie, tworzę przestrzeń możliwości, zanurzoną w tym świecie, z uwzględnieniem atraktorów, próżni i przyspieszenia, najpiękniejszy wzór na jaki mnie stać.
Już to robiłam, wiem. W innym wcieleniu. To takie oczywiste. Nie potrzebuję jednak żadnego uzasadnienia dla tego stanu, żadnego powodu by go czuć. Przepływa przeze mnie, jak uczucie wypełnione każdym kolorem, każdą częstotliwością wyrażania się na ziemi. Wypełnione mną, połączoną ze wszystkim i z łatwością sięgam tam, gdzie zechcę, bez intencji zmiany w całkowitej akceptacji zastanego oblicza świata.
Potykałam się idąc tutaj, nie wierzyłam, odwracałam wzrok, nie czując się gotowa, żeby zobaczyć, kim jestem i dokąd zmierzam, ale kiedy raz wejdzie się na ścieżkę, konsekwencja doprowadza nas do widzenia, a obraz staje się przejrzysty i jednoznaczny. Tam gdzie nie ma już interpretacji, gdzie jest tylko prawda.

6 stycznia 2020