O miłości do doskonałości

Doskonałość to cudowna bajka, jaka się podobno zdarza za górami, za lasami i oczywiście innym. Zdarza się, jak powiada legenda miejska, komuś w telewizji, albo w wielkim świecie. Wtedy ta doskonałość wydaje się aż nadto nęcąca. Doskonałość w życiu, urodzie, pracy, postępowaniu, w pisaniu ;). Tak,… należy wyraźnie zaznaczyć, że doskonałość jest nietrwała. Zmieniają się gusta, dążenia, ale i my się zmieniamy. I dobrze, gdyby jakaś doskonałość się utrwaliła cóż byłoby do zmiany, po co byłoby nam jeszcze błąkać się po tym świecie, gdzie wędrujemy od przemiany do przemiany.

Doskonała bywa miłość. Czasem, kiedy akurat nie chrapie, nie zgubiła kapci w szkole i nie krzyczy, że choćby ją trafił meteoryt nie wsiądzie do tego autobusu, bo chce jechać samochodem 😉 Czasem ją czuję. Nie na zewnątrz. Wewnątrz. Ona tam jest, taka lokalna doskonałość i pełnia. Kiedy idę ulicą i dostaję sms: „Cudownie było się dziś przy tobie obudzić :)”, albo gdy kobieta w cukierni wybiera mi lepsze ciastko, a sprzedawca sera dokłada mi parę deko, bo mam piękny uśmiech. Wtedy właśnie czuję doskonałość chwili. I nie tylko wtedy, wtedy to jest proste, sygnał idzie z zewnątrz. Najciekawiej jest, kiedy rano budzę się i czuję, że przede mną długi dzień, pęd do szkoły, pracy, jakiś nawał obowiązków, i wtedy włącza mi się obserwator. Ja mogę, ale nie muszę poddać się pędowi życia w takiej chwili i stresowi, smutnemu nagromadzeniu lęków. Mogę również, i właśnie to robię, zaobserwować jakie mam w tym momencie myśli, jakie obawy te myśli kreują i skąd pochodzą, jakie moje głęboko skrywane lęki je karmią. Czuję wtedy, jakbym była Doktor Jekyll diagnozująca Pana Hyde’a. Takie niespełnione marzenie o medycynie wspaniale mi się odkrywa i spełnia na poziomie duchowym.

Analiza emocji. Bardzo ważna sprawa, trudna i kosztowna w gabinecie terapeutycznym. Ale w moim łóżku nad ranem niezwykle łatwa, klarowna, kiedy umysł jeszcze śpi niemrawy, ale jaźń już się odzywa niezaburzona knowaniami mózgu. I wtedy właśnie, pojawia się prawda, również o naszych pragnieniach, lękach, jak w snach, gdy nasza podświadomość pokazuje wszystko takie, jakie jest. Czuję się wtedy wolna od umysłowego zaciemnienia, uwikłania w analizę i widzę prostą drogę do zrozumienia siebie samej. W tym właśnie upatruję doskonałość. Ale … nie dążę do niej. W żadnym aspekcie swojego życia. Nie obarczam się tym programem dla głodnych duchów, więzami niedoskonałości. Nie dlatego, że czuję się doskonała, bo nikt nie jest, ale dlatego, że w każdej chwili jestem najlepszą wersją siebie na jaką mnie stać, i to samo w sobie, jest doskonałe, bo prawdziwe. Chwila, w której jestem, jest doskonała. Każdy aspekt tej chwili, napisałam wręcz parę wierszy o tej niezwykłej obserwacji po skompilowaniu wielu informacji przepuszczonych przez moje serce, mój najlepszy miernik jakości we wszechświecie. Bardzo polecam, odczuwanie zamiast myślenia. Emocje mieszczą w sobie tysiące myśli z różnych chwil naszego życia i pojmowania, tysiące doświadczeń. Pełen wachlarz emocji prowadzi nas do prawdy o nas samych. Pozwalajmy sobie na emocje, wszystkie emocje i uczucia, bo to one są jak kompas do najlepszego wyboru drogi, kolejnej chwili, jaka się zaraz wydarzy. Idźmy za tym co czujemy, sercem, doskonałym kompasem życia. Nie chodzi o egoizm, ale o prawdę, prawdę o nas samych. Prawdę, jaką sprzedajemy często za marne zainteresowanie, za względny spokój, przystosowanie. Nie warto wyzbywać się takiego doskonałego narzędzia. Mózg, czyli umysł jest przecież taki ograniczony. Wystarczy pomyśleć o tym, że nawet kiedy nim zwyciężamy np. na olimpiadzie chemicznej 😉 czy w dyskusji, pamiętamy nie tyle zmagania umysłowe ile towarzyszące temu emocje, uczucie zwycięstwa. To co zapamiętujemy sercem zawsze jest z nami. To co nas uwzniośla i to co nas pogrąża w smutku. Nasz doskonały ster na wzburzonych falach oceanu czasu. A jego główne zadanie – skierować nas na bezpieczny ląd … ku sobie, ku miłości.