Konferencja się skończyła. Większość maruderów dopiero dziś wyjechała do domu. Ja zostaję. Przeniosłam się do nowego hotelu, hostelu właściwie, i od jutra wędruję sama po mieście. Z wielu rozmów odbytych jeszcze w czasie konferencji wynika, że COST, międzynarodowe porozumienie naukowców, dostanie pieniądze na nowe kilka lat pogłębiania współpracy między europejskimi naukowcami. Będą więc kolejne konferencje, warsztaty i sympozja. Będzie można się spotykać, spierać, wspierać i pić kawę. Oby w Portugalii. Niektórzy koledzy chcą, żeby następna konferencja odbyła się w Grecji, ze względów politycznych, żeby Greków wspierać ekonomicznie i naukowo. Kiedyś byli kolebką myśli naukowej całego kontynentu.
Pożegnałam Campo de Pequeno, dawne miejsce, gdzie odbywały się korridy, a teraz jest centrum handlowe i organizuje się koncerty. W pobliskiej stacji metra na ścianach odpowiednio wymalowane byki.
Jutro będę kolejny raz przecierać tutejsze ulice. Wczoraj wędrowałam tak z kolegą bez mapy, bez planu i zrobiliśmy wiele kilometrów po starym mieście wspinając się, schodząc, pijąc kawę i słuchając ulicznego fado. Przyłapałam się na tym, że nie chce mi się robić zdjęć, nawet jak widzę coś bardzo pięknego, jak białego pawia na uniwersyteckim kampusie. Siedzę, stoję, idę i tylko patrzę. Zastanawiałam się czy to jakieś szczególne lenistwo, czy coś innego i dostrzegłam, że wolę po prostu cieszyć się tą chwilą niż ją uwieczniać. Mój kolega przesłał mi parę zrobionych przez siebie zdjęć. Lizbona o zmierzchu ma niezwykły kolor nieba. Lazur dzienny przechodzi w głęboki niebieski odcień, którego nie oddadzą zdjęcia.
Zjadam mnóstwo ciastek! Szczególnie mi smakują, bo w większości są na bazie mojego ulubionego ciasta francuskiego. Mniam 🙂 Zaraz lecę na takie ciastko i kolację. Dopiję tylko porto, którym powitała mnie recepcjonistka w hostelu. Jak się okazuje – Polka 🙂 Na szczęście nie ma zbyt wielu turystów. Tak mówią, ja widzę ich dużo. Jak tu bywa w sezonie? Ciężko, tłumnie i gorąco. Ale wtedy nie trzeba przynajmniej dogrzewać pokoi nocą. Teraz rzadko który hostel ma coś więcej do oferowania niż elektryczny piecyk. Zobaczymy czy zamarznę 🙂 W poprzednim hotelu musiałyśmy zmienić pokój, bo z klimatyzacji wiało chłodem.