Z mojego pamiętnika

20 grudnia 2018

Żyjemy w rzeczywistości nieustannie oceniani i oceniający. Mamy taki obiekt w głowie, zwany mózgiem, który pojmujemy, jako źródło naszej mądrości, a co ocenia rzeczywistość, w jakiej jesteśmy. Nie ma w tym nic złego. O ile rozróżniamy mierzenie i opiniowanie. Kiedy jadę samochodem i ktoś mi zajeżdża drogę wciskając się na pas przede mną to mój mózg mówi: 'Odległość między poprzedzającym cię pojazdem robi się za mała – zwolnij”. To jest mierzenie. Opinia zaś się pojawia kiedy włącza się lęk. „Ten pacan zaraz mnie zadraśnie, powinien poczekać!” Wyobraźmy sobie sytuację, że na mierzeniu mózgiem sytuacji kończymy. Nie przechodzimy do opinii. Wyobrażacie sobie? Trudne zadanie, takie nie wyrażanie tego co się myśli, o jakimś nadmiernie szybkim pacanie. A jeśli wam powiem, że większość opinii tworzymy z lęku? Jak się z tym czujecie? Dziwnie, prawda. Niezależnie, czy to są tzw. dobre czy złe opinie, są tworem myśli, ucieczką przed konfrontacją. Mój lęk, że jakiś gozdek mnie walnie swoją rozpędzoną furą, wyraża się w mojej opinii. Mózg tworzy ją na bazie moich doświadczeń. Wyobraźmy sobie teraz sytuację, że faktycznie dochodzi do stłuczki. Wyskakuję z samochodu pełna gniewu, a tam drobna kobietka z zapłakanym maluchem na tylnym siedzeniu. Może być? Może. Kiedy uświadomimy sobie lęki, jakie prowadzą nas do opinii, o wiele łatwiej nam będzie dostrzec prawdziwą rzeczywistość.
Czym jest strach? Iluzją. Strach to myśli, jakie rozpętujemy w głowie, kiedy się straszymy. Zaraz, zaraz, tzn. że boimy się myśli? Tak, myśli się boimy. Kiedy ktoś w niedzielę wieczorem nie może zasnąć, bo już żyje poniedziałkowym tokiem zadań, to pogrąża się podwójnie, bo ani nie działa, co odciąża od stresujących myśli, ani nie wypoczywa przed podjęciem działania. Straszy się myślami. Iluzja strachu polega na tym, że jak coś przemyślimy, postraszymy się konsekwencjami tego, że może nam się coś nie udać, np. zrobić w pracy, nie dojechać do celu, nie znaleźć klienta, to samo straszenie nas zmobilizuje i w ostateczności nam wyjdzie. Nic bardziej mylnego. Im więcej strachu – tym marniejszy efekt.
Prosty, choć krańcowy, przykład z metra koreańskiego. Kobieta spada z peronu na tory. Jakiś chłopak rzuca się za nią i błyskawicznie podnosząc jej ciało, staje z nią pod ścianą tunelu. Pociąg przejeżdżając w tej samej chwili nawet ich nie drasnął. Chłopak opowiadał potem, że się w ogóle nie zastanawiał, co robić, działał. Bo jakby się zaczął zastanawiać, to by się zdążył wystraszyć, że za mało czasu, że się potknie, że może ona za wiele waży i jej nie podźwignie. Robienie rzeczy zamiast przemyśliwania o nich ma taką prostą funkcję, że rzeczy się wtedy dzieją samoczynnie. Ciało się dostosowuje, umysł czyści i wdraża odpowiednie programy do robienia, nie konfabulowania. Są ludzie, którzy to mają automatycznie, większość się jednak powinna przestawiać z myślenia o robieniu, na akt robienia. Dlatego kiedy zasypiam w niedzielę nie straszę się poniedziałkiem, nawałem zadań, ilością godzin przed monitorem i mnogością skomplikowanych obliczeń. Zasypiam, albo jestem sobie, a w poniedziałek idę, siedzę, piszę, czasem tańczę dla rozluźnienia kręgosłupa przy biurku, żeby nie wybiegać w strachy, jakich nie ma, poza moją głową.
Lęk od strachu różni się położeniem w czasie. Strach wybiega przed lęk i mówi: „Patrz! Tam się może palić! Oj, będzie piekło w pięty.”  Dlatego strach można rozpuścić patrząc na swoje myśli i łagodnie się do nich uśmiechając. Ja tak robię i działa. O, pięty powiadasz? A czemu nie palce? A może pośladki? Właściwie zrobiła się zima to trochę ciepła się przyda itd. Lęk dla odmiany pojawia się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. Co robić z lękiem? Ja pozwalam mu być i tyle. Serce mi wali, a ja to widzę, no wali. Ręce mi drżą, nie mogę usiedzieć w miejscu. Wstaję i chodzę, jak tego nie wytrzymuję. A w duszy mówię do siebie spokojnie: „No tak, zdenerwowałaś się Agnieszko. Boisz się tego. Tak jest ok. Możesz się bać. To ludzkie, to autentyczne. Popatrz na siebie w tym i nie udawaj, że cię to nie rusza, jak kiedyś udawałaś. Lęk to prawdziwe, ludzkie emocje. Przyszło i przejdzie, jak zwykle.” I lęk się wtedy rozpuszcza. Trenowałam, to może za dużo powiedziane, trochę ze strachem i lękiem osobiście. Tak mi wyszło, że się oswajałam z lękami różnego rodzaju przez akceptację, że się boję. I doszłam do tego, że już nie chojraczę, że co, ja się boję? Nigdy! Wchodzę do tego tunelu ze skorpionami, pierwsza wchodzę! Otóż nie. Nie wchodzę, jak się boję, ale wielokrotnie się przekonałam, że jak nie zakłamuję strachu i mówię, tak, ja się boję, to strach, lęk mnie opuszcza prawie od razu. I poprzez akceptację samej możliwości strachu, lęku, poczucia zagrożenia doszłam do stanu, że ostatnio prawie w ogóle się nie boję. Niczego, aż się zaczęłam rozglądać, czego by się tu pobać, bo jakoś pusto się zrobiło i taka przestrzeń dookoła. Czas ją zapełnić tym co lubię, tak myślę. Mną samą, nie zestresowaną kolejnymi wyzwaniami życia, a mną ciekawą, co się pojawi, jakie zadanie, jaki finał. Nie myślę o porażkach, sukcesach, a doświadczeniach. Bo opinie segregują nam życie na pozory dobrego i złego, a czegoś takiego nie ma. Jest tylko to, co się zdarza, może być ruiną firmy, albo wyczyszczeniem kalendarza do zapełnienia nową działalnością. Może być w finalnej scenie śmiercią kogoś bliskiego, albo wyzwoleniem z obciążającej nas zależności. Każde doświadczenie lękowe odsłania nam opinie, jakie mamy o rzeczywistości. Ona nam nie zagraża, ona tworzy możliwość transformowania naszych ukrytych, nieświadomych uwarunkowań. A lęk nas prowadzi do tego, czego jeszcze nie przetransformowaliśmy. Zostawiam torebkę wszędzie, idę po nocy w ciemnych ulicach. Nie brnę w zagrożenie, ale świadomie mierzę, jaka jest moja odległość od poprzedzającego pojazdu i zwalniam tam, gdzie zdążę. A jak nie zdążam, wręcz się cieszę, że jest coś jeszcze czego nie przeżyłam, jakieś nowe terytorium, nowy podzbiorek do zajęcia w mojej przestrzeni własnej. Opinie wyłączam, albo daję im przepływać przez moją głowę. Dziś w nocy po spaleniu jakiegoś jedzenia w mikrofali cały dom śmierdział jak wnętrze kominka. Zasypiając złorzeczyłam mężowi, że się zagapił, a potem powiedziałam w myślach: „To będzie ciekawe doświadczenie zasnąć w stęchłym powietrzu, jak w komorze gazowej. Zapach w końcu zwietrzeje, a ja mam nowe doświadczenie.” Obudziłam się wyspana i rześka, a moja opinia o roztargnieniu męża minęła bezpowrotnie.
Lęku nie trzeba przełamywać, tak jak i strachu. Walka z nimi, albo z sobą w lęku powoduje spiętrzenie, czyli panikę, albo zaprzeczenie, czyli odrzucenie lęku i siebie. Nie odrzucam siebie w lęku, po prostu siebie widzę i lęk, i sytuację i zagrożenie, jeśli istnieje. A wtedy zaczynam efektywniej myśleć nad rozwiązaniem tego co mi doskwiera. Co zrobić jednak, kiedy zamiast zwalniać przed pacanem w autku, nałogowo przyspieszasz? Idziesz na kolizję z pełną akceptacją wszystkich konsekwencji. Włącznie z pobiciem się z karkiem z BMW, jakie rozbiłeś. Bądź świadom tych konsekwencji i mierz swoim mózgiem, czy je bierzesz na klatę, żeby potem nie fałszować rzeczywistości, że to jego wina. Jak nie bierzesz takich konsekwencji, zwalniaj. Ja się czasem trykam z jakimiś pacanami co mnie drażnią i zauważyłam, że kiedy nie jestem w opiniach, emocjach a faktach, mój mózg nieźle potrafi nawijać i wybroni mnie z każdej matni. „Zajechał/a mi pan/i drogę.” Koniec. I sprawa do wyjaśnienia. A nie „Co pan/i narobił/a!”, bo taki klimat, bo to już jest opinia.
Mierzenie rzeczywistości to głęboki temat. Widzisz to, co widzisz swoim wnętrzem, swoim doświadczeniem. To co pokazują ludzie jest ich doświadczeniem, które jest odmienne. Jak kobieta zakłada krótką spódnicę to nie musi znaczyć, że ma ochotę kogoś wyrwać na dyskotece na łatwy seks. To może oznaczać, że lubi mieć swobodne nogi w tańcu, który kocha. Dlatego ja się powstrzymuję przed opiniami, mierzę i słucham, co ludzie mówią o sobie, żeby nie iść przez świat jak specyficzny ślepiec w matni własnego mózgu, maszyny do mierzenia. Ona zmienia się z doświadczeniem. Jedyne co się nie zmienia, to prawda. Kiedy patrzymy na ludzi sercem, nie kadzimy im, nie strofujemy, widzimy prawdę w oderwaniu od wszelkich umysłowych opinii. A prawda wyzwala, zwłaszcza od lęku, ale pojawia się czasem w wielu przybliżeniach, sytuacjach jakie nas do niej wiodą. Nie należy się za bardzo fiksować na jej szukaniu. Kiedy jesteśmy gotowi do jej zobaczenia, ujawnia się sama. A wtedy nie da się jej zignorować, staje się fundamentem naszego istnienia i żadna opinia, żadna sytuacja jej nie zmienia.